Sejmowa komisja do zbadania afery hazardowej oficjalnie zakończy dziś pracę. Ale dla jej członków to nie koniec sprawy. Prokuratorzy wzywają ich na przesłuchania. I to związane nie z aferą, ale z pracami komisji. – Nasza komisja wygenerowała wiele poważnych znaków zapytania o złamanie prawa, a zamiast tym się zajmować, prokuratorzy ciągają nas w sprawach marginalnych – oburza się jeden z posłów.

Jako przykład podaje dwa postępowania dotyczące wycieku tajnych informacji z komisji. W jednym chodzi o ujawnienie, co prokuratorom powiedział biznesmen Ryszard Sobiesiak, a w drugim – co znajdowało się na dyskach komputerów Marcina Rosoła, asystenta byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego.

– Rozumiem, że prokuratura musi te sprawy badać, ale z punktu widzenia efektywności należałoby się zastanowić, czy rzeczywiście są to postępowania, na które należy kłaść taki nacisk – mówi Jarosław Urbaniak (PO).

Szef komisji Mirosław Sekuła (PO) śledztwa dotyczące przecieków nazywa odpryskami. Nie chce jednak oceniać działań prokuratury.

Jedyny członek komisji, który w sprawach przecieków nie jest wzywany, to Andrzej Dera (PiS). W komisji zasiadł bowiem już po publikacji materiałów w mediach. – Ciągle słyszę, że koledzy są wzywani na przesłuchania, a jakoś nie słyszę, by toczyło się postępowanie o przecieku do Drzewieckiego i Chlebowskiego. A to chyba był najważniejszy przeciek afery hazardowej – komentuje.