Warto obejrzeć krótki filmik nakręcony przez Niezalezna.tv, by na własne oczy zobaczyć, jak w nocy z 10 na 11 marca straż miejska razem z firmą zajmującą się sprzątaniem gaszą znicze postawione przed Pałacem Prezydenckim i wrzucają je do worków. Ułożone w kształt krzyża palące się lampki mające upamiętnić ofiary katastrofy samolotu Tu-154 jedna po drugiej lądują w śmieciarce. Jeden ze sprzątających mówi wprost, że to śmieci. Ostatni obraz z tego filmiku pokazuje człowieka zamiatającego miotłą resztki owych „śmieci" przed Pałacem Prezydenckim. Mało jest tak poruszających obrazów.
Warto przeczytać też tłumaczenie rzeczniczki straży miejskiej i rzecznika prezydent Warszawy. Że „woskowina" niszczy drogie płyty chodnikowe. Że płonące znicze mogą oparzyć albo okaleczyć przechodniów i rowerzystów. Dlatego trzeba je zabrać.
Zastanawiające, że wosk wylewający się ze zniczy nie brudził już tak bardzo chodników przed ambasadą Japonii, gdzie warszawiacy też czcili zmarłych. Nie zagrażał bezpieczeństwu w Krakowie, gdzie palono świece po zabiciu przywódcy kiboli. Nie grozi wszędzie tam, gdzie co roku czci się rocznicę odejścia Jana
Pawła II. Zagraża tylko na Krakowskim Przedmieściu. Zagraża tym, że pamięć o Lechu Kaczyńskim będzie rosła...