69-letni Alojzy Lysko słowa prezesa Jarosława Kaczyńskiego, że „śląskość jest sposobem odcięcia się od polskości" i „zakamuflowaną opcją niemiecką", odebrał jako osobisty policzek. – A niech tam – macha dziś ręką były poseł Klubu PiS. – Nie wie pani, co to znaczy? – pyta zdziwiony. I wyjaśnia: – Dwa razy dostaniesz po pysku: od Polaków i Niemców, ale będziesz wiedzioł, kim żeś jest.
Tak Ślązacy (którzy sami siebie nazywają hanysami) mówili do synów po wojnie, bo byli traktowani jak ludzie drugiej kategorii. Wielu ukrywało, że jest ze Śląska. – Dziś to stwierdzenie stało się znowu żywe – ocenia ze smutkiem.
Alojzy Lysko jest Ślązakiem z gminy Bojszowy. Podczas drugiej wojny jego ojciec został siłą wcielony do Wehrmachtu. Zginął na Ukrainie rozjechany przez radziecki czołg. Zaginiony grób ojca Lysko odnalazł dopiero kilka lat temu. O tych poszukiwaniach powstał kilka lat temu wzruszający film dokumentalny „Dzieci Wehrmachtu".
– Mamy powyżej uszu wciskania nas w niemieckie ręce – mówi Lysko o słowach lidera PiS.
Określenie „niech tam" pokazuje też stosunek Ślązaków do całej awantury wokół nich. – My jesteśmy od roboty, nie od polityki. A tu już sprawy zaszły za daleko – uważa Krzysztof Niesporek, znany katowicki fotograf z Nikiszowca, dzielnicy, którą uważa się za ikonę Górnego Śląska. Familoki, czerwone framugi okien, górnicze rodziny.