– Jeśli ktoś potrafi ożywić poczucie wspólnego europejskiego celu, są to właśnie oni – napisał w piątek brytyjski dziennik "Financial Times". Dziennikarze, politycy, eksperci oczekują ze strony polskiej prezydencji dokonań graniczących z cudem, biorąc pod uwagę ograniczone kompetencje.
– Tusk i jego ministrowie są naprawdę zainteresowani, żeby pchnąć Europę naprzód. Oczekujemy silnego przywództwa od polskiej prezydencji – mówi "Rz" Hannes Swoboda, wiceszef frakcji socjalistycznej w Parlamencie Europejskim, po spotkaniach z przedstawicielami polskiego rządu.
Tuska chwalą też chadecy i liberałowie. Ale wypowiedź Swobody jest znacząca: to rzadki przypadek, by lider grupy politycznej, do której należy opozycja (SLD), tak pozytywnie wypowiadał się o rządzie i to w przeddzień kampanii wyborczej. Wyraźnie przecież szkodzi w ten sposób swoim polskim kolegom. Swoboda widzi ten paradoks, ale jego wypowiedź to wyraz zmęczenia kryzysem politycznym w UE.
Okazuje się, że tak wyczekiwany przez europejskie elity polityczne traktat lizboński nie tchnął w Unię nowego ducha i europejskiej tożsamości. Mimo że na jej czele stoi przecież od 1 grudnia 2009 r. "prezydent" – przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy.
– Jest bardzo słaby. Jego rola sprowadza się do raportowania, co mówią poszczególne państwa członkowskie. Nie jest twarzą Europy – tłumaczy Swoboda. Jego zdaniem Europa potrzebuje przywództwa i tymczasowo należy wrócić do modelu, w którym prezydencja rotacyjna odgrywa większą rolę.