Zasada jest taka – od 1 stycznia 2013 r. wiek emerytalny będzie się stopniowo wydłużał. Nowe regulacje obejmą kobiety urodzone po 31 grudnia 1952 r. oraz mężczyzn urodzonych po 31 grudnia 1947 r.
Obecnie kobieta może przejść na emeryturę, mając 60 lat, a mężczyzna 65. Teraz ten okres ma się stopniowo wydłużać – o jeden miesiąc co cztery miesiące. Na przykład osoba, która urodziła się 1 stycznia 1953 r., zakończy pracę, mając 60 lat i 1 miesiąc. Dla porównania – kobieta, która przyszła na świat dziesięć lat później, przejdzie na emeryturę, mając 63 lata i 5 miesięcy.
Kobiety do 67. roku życia zaczęłyby pracować dopiero od 2040 r. Pełny wiek emerytalny objąłby osoby urodzone po 1 stycznia 1974 r.
Znacznie szybciej – bo już w 2020 r. – pełny wiek emerytalny osiągnęliby mężczyźni. Tu do 67. roku życia musieliby pracować ci, którzy urodzili się po 1 stycznia 1954 r.
Tempo wydłużania wieku emerytalnego jest jednak mocno krytykowane przez ekspertów. – To zbyt wolno, żeby uratować finanse publiczne – mówi Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP. Inni natomiast są przekonani, że to i tak za szybko jak na polskie warunki. – Są osoby, które np. z powodów zdrowotnych nie mogą tak długo pracować – mówi Ryszard Bugaj, były doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zdaniem ekonomisty lepiej by było, gdyby dla nich wprowadzono minimalny wiek przechodzenia na emeryturę np. po ukończeniu 65. roku życia.