Gwałtowna zmiana we wzajemnym nastawieniu koalicjantów. Szef ludowców Waldemar Pawlak niespodziewanie zaostrzył kurs w sprawie emerytur. Jeszcze pod koniec ubiegłego tygodnia koalicjanci przekonywali, że są na dobrej drodze do porozumienia. Najpierw spotkanie Donalda Tuska z Pawlakiem, które politycy obu partii nazwali "przełomowym", potem spotkanie lidera PSL z Klubem PO, po którym zapewniano o dochodzeniu do kompromisu. Miał polegać np. na zwiększaniu kapitału emerytalnego rodziców o 10 proc. za każde dziecko.
Teraz jednak Pawlak zmienił ton. W uwagach do rządowego projektu ustawy wydłużającej wiek emerytalny napisał, że "obecna niestabilna sytuacja na rynku pracy powinna skłaniać do odłożenia w czasie rozpoczęcia wydłużania wieku emerytalnego". Dodał też, że jego zdaniem lepszym rozwiązaniem jest podwyższenie wieku emerytalnego o dwa lata w perspektywie roku 2020 i dopiero wtedy należałoby zastanowić się nad dalszymi krokami.
– Powodów nagłego usztywnienia PSL szukałbym wewnątrz tej partii – mówi Sławomir Neumann, poseł PO. Nawiązuje tym samym do jesiennego kongresu partii, na którym ludowcy wybiorą prezesa partii.
Ale to tylko część prawdy. Koalicjanci, którzy publicznie zapewniają o chęci porozumienia, w rzeczywistości kopią się po kostkach. PSL pomógł opozycji przegłosować wbrew PO do prac w komisjach obywatelski projekt ustawy blokujący prywatyzację Lotosu.
Z kolei w poniedziałek Platforma złożyła w Sejmie projekt ustawy nakazujący partiom politycznym przeznaczanie 25 proc. subwencji budżetowej na think tanki. Jeśli tego nie zrobią, stracą tę część pieniędzy. Przyjęcie ustawy najbardziej uderzyłoby właśnie w PSL, które musi spłacać swój ponad 20-milionowy dług. Zwłaszcza że od 1 stycznia tego roku partie dostają o 50 proc. mniejszą subwencję niż wcześniej.