Za tymi sposobami, metodami i stylami macierzyństwa (które w większości przywędrowały do nas z Zachodu, a przede wszystkim z kraju Obamy i Madonny) kryją się dwa zjawiska: społeczeństwo ryzyka, o którym szeroko rozpisuje się socjolog Ulrich Beck, oraz potrzeba wspólnoty.
Ekomama chce uchronić swoje dziecko przed szkodliwymi pestycydami zawartymi w jedzeniu i chemią pochodzącą z supermarketowych kosmetyków. Umyje je mydłem konopnym, a do zabawy da drewnianego konika zamiast trującego plastikowego kucyka, wykonanego w Chinach. Ale dzięki swojemu stylowi życia zrealizuje też potrzebę bycia z innymi mamami czy rodzicami, których to obecnie poznaje się na warsztatach naturalnego pieluchowania albo karmienia milusińskich koniecznie naturalnie, czyli podając im do rączki wybrane przez nie samo produkty żywieniowe, bez zrażania się, że dzieciak np. rozkwasi pomidor na ścianie. Najsłynniejszą obecnie ekomamą jest Reni Jusis, która prowadzi telewizyjny program na ten temat, wydała książkę „Przewodnik dla zielonych rodziców" i założyła własny ekoportal. Zamiast łóżeczka wybrała dla dziecka hamak i chyba jako jedyna polska celebrytka chwali się, że wyprawkę dla synka dostała po dziecku przyjaciółki.
Klub przedsiębiorczych
Rodzicielki połączy również Klub Przedsiębiorczych Mam, czyli cykliczne spotkania w kawiarniach, podczas których można nauczyć się, jak założyć własną firmę, pozyskiwać fundusze unijne, stworzyć koncepcję biznesu, tak żeby był pasją, a nie koniecznością, albo po prostu pogadać z innymi biznesmamami, nazwanymi ostatnio w wersji anglojęzycznej mompreneurs, od połączenia „mom" – mamy i „enterpreneur" – przedsiębiorcy. W Polsce średnio o 10 proc. więcej kobiet niż w całej Europie zakłada własne firmy. Jesteśmy najbardziej przedsiębiorczymi Europejkami (choć spora część tych pań, tak jak wszyscy Polacy, to zapewne osoby, dla których samozatrudnienie jest sposobem na obejście niezwykle wysokich podatków, jakie musieliby zapłacić ich pracodawcy).
W każdym razie duża część z nich to zapewne młode mamy. W ramach tak zwanych elastycznych form zatrudnienia (na część etatu, częściowo lub całkowicie z domu) pracuje zaledwie 0,3 proc. Polaków (obu płci), podczas gdy średnia dla UE wynosi 2,5 proc. Chociaż według prawa pracodawca ma obowiązek zatrudnić młodą mamę na pół lub trzy czwarte etatu, bardzo niewielu z nich się jednak z tego prawa wywiązuje. Pracodawca ma też prawo, ale nie obowiązek, zatrudnić mamusię w ramach telepracy.
Prawie połowa polskich mam nie wraca do pracy po zakończeniu urlopu macierzyńskiego. Jedynym wyjściem, by połączyć pasję, konieczność zarabiania pieniędzy i chęć opieki nad własnym dzieckiem jest założenie firmy. Wiele kobiet dopiero w nowej roli matki poczuło zew przedsiębiorczości. Dlatego też kwitnie rynek usług coachingu dla mam. Agnieszka Langer-Król z krakowskiego Everest Coaching sama musiała połączyć trudną sztukę opieki na trzema synkami z pracą i dlatego postanowiła podzielić się swoim doświadczeniem i swoją wiedzą psychologiczną z innymi.
– Kluczem w kołowrotku macierzyństwa i kariery jest znalezienie czasu dla siebie – mówi. – Mamy, które do mnie przychodzą, na wstępie oznajmiają: nie mam na nic czasu – podkreśla. – Jednak zestresowany rodzic, który kiedy kończy sprawy zawodowe, od razu zajmuje się sprzątaniem, gotowaniem obiadu i odrabianiem z dzieckiem lekcji, działa jak drwal piłujący drzewo tępą piłą, który twierdzi, że tak ciężko pracuje, iż nie ma siły jej naostrzyć. Trzeba koniecznie „naostrzyć piłę", zregenerować się, zrobić coś tylko dla siebie, np. pójść na basen, na siłownię, zajęcia z ceramiki. Jak wygospodarować na to czas? Nie musimy być perfekcyjnymi paniami domu. Scedujmy część obowiązków na innych. Ja na przykład również uczę się, jak powiedzieć mężowi, że chcę godzinę spędzić sama. Mężczyźni mają z taką asertywnością mniejszy problem. Oni podchodzą do sprawy zadaniowo: teraz przez dwie godziny bawię się z dzieckiem. Kobieta w tym czasie myśli o tym, że musi jutro iść do dentysty, a dziś po południu ugotować obiad.