Prokuratura od dwóch miesięcy bada sprawę śmierci dwumiesięcznej dziewczynki, która była katowana w mieszkaniu przy ul. Cieszyńskiej w Warszawie. Pod koniec sierpnia mieszkająca tam para wezwała pogotowie. Ich maleńka córka nie oddychała. Lekarz, który przyjechał na miejsce, stwierdził zgon dziecka. – Na ciele niemowlaka były zasinienia, dlatego ratownicy powiadomili policję – opowiadał Wojciech Sołdaczuk, wiceszef mokotowskiej prokuratury. Rodziców dziecka, 24-letnią Ewę M. oraz 27-letniego Marka K., zatrzymano. Okazało się, że choć ich córka przyszła na świat w czerwcu to przez dwa miesiące nawet nie zarejestrowali jej w urzędzie, nie nadali imienia. W pierwszych wyjaśnieniach po zatrzymaniu para tłumaczyła, że mogło dojść do nieszczęśliwego wypadku. - Od urodzenia córka spała razem z nimi w łóżku. Któreś z nas mogło ją niechcący przygnieść – mówili. Jednak po wstępnych wynikach z sekcji wynikało, że dziecko zmarło na skutek pobicia. Wtedy rodzice usłyszeli zarzuty znęcania się nad córką ze szczególnym okrucieństwem i trafili do aresztu. – Rodzice nie przyznali się do zarzucanych czynów.?Wzajemnie zrzucali winę na siebie.

Do mokotowskich śledczych trafiły właśnie pełne wyniki sekcji zwłok. – Są wstrząsające – przyznaje Paweł Wierzchołowski, szef mokotowskiej prokuratury. I wylicza : Dziecko miało obrażenia głowy, które spowodowały powstanie u niego krwiaka twardówkowego, poza tym u niemowlaka stwierdzono liczne obrażenia klatki piersiowej, w tym połamane żebra oraz obojczyk. – Przyczyną śmierci dziecka było utrudnione oddychanie spowodowane biciem dziecka – wylicza prok. Wierzchołowski. Dodaje, że w czasie badań biegli stwierdzili, „brak treści pokarmowej" u dziewczynki. – To oznacza, że była ona głodzona – dodaje prokurator. Śledczy zastanawiają się czy nie zmienić zarzutów rodzicom zakatowanej dziewczynki z pobicia na zabójstwo. – Postępowanie trwa, zobaczymy co jeszcze przyniesie – mówi prok. Wierzchołowski.