Kląć jak... dziecko

94 proc. uczniów i studentów używa wulgaryzmów. Coraz częściej są one głównym sposobem zarówno określania stanów emocjonalnych, jak i komunikowania się z innymi

Publikacja: 17.12.2012 00:01

Kląć jak... dziecko

Foto: sxc.hu

17 grudnia to "Dzień bez przekleństw". Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Mam wrażenie, jakby naszą mowę wszy oblazły. To są przekleństwa, zwłaszcza jedno, mające swoje łagodne odpowiedniki, które są zresztą niewiele łagodniejsze od tego najbardziej rozpowszechnionego i zaraźliwego – mówił prof. Walery Pisarek z Uniwersytetu Jagiellońskiego podczas ubiegłorocznego Kongresu Języka Polskiego. Choć wulgaryzmy w języku były, są i pewnie będą, nie są już domeną ludzi dorosłych – dzieci także używają słów „niecenzuralnych". Ostatnie lata przynoszą swego rodzaju eskalację ich obecności w języku dzieci i młodzieży. Badania prof. Jerzego Surzykiewicza pokazują, że 94 proc. uczniów i studentów używa wulgaryzmów.

I coraz częściej są one głównym sposobem zarówno określania stanów emocjonalnych, jak i komunikowania się z innymi.

Wszystkiego najgorszego

Kiedyś przekleństwa odwoływały się do mistycznych przeżyć, mówiono: „do diabła", „do licha". Straszono chorobami, mówiąc „cholera". Miało to oznaczać, że życzymy komuś tych właśnie rzeczy: by go szatan porwał, by zachorował na zarazę. Mówiąc krótko: wszystkiego najgorszego. Dziś na nikim takie wyrażenia nie robią wrażenia. Teraz „skuteczny" wulgaryzm, by miał swoją siłę oddziaływania, musi dotyczyć sfery płciowej. I dlatego przekleństwa z tej grupy oraz ich niezliczone mutacje zdominowały „niegrzeczny" język.

– Wulgaryzmy zawsze były związane z tematem zakazanym. Teraz takim tabu jest właśnie seksualność i stąd obecność tego typu słownictwa – wyjaśnia dr Jacek Wasilewski, kulturoznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. I przypomina:

– Przed wojną dzieci też przeklinały, tak samo jak nasi rodzice i my. Wulgaryzmy były zawsze obecne w kulturze.

Przez lata ich używanie było jednak związane z językiem pewnych środowisk: podwórka, niższych warstw społecznych, bohemy. Wszyscy pamiętamy powiedzenie: „Kląć jak szewc". Z biegiem lat brzydkie wyrazy wkroczyły na salony. Nawet marszałek Sejmu Józef Zych potrafił powiedzieć: „k...wa", choć trzeba przyznać, iż myślał, że mikrofon, do którego mówi, jest wyłączony.

Dziś nie sposób wyjść na ulicę, by nie usłyszeć słów, od których „uszy więdną". W sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej z 2007 r. aż 67 proc. dorosłych Polaków przyznało, że na ulicy często styka się z wulgaryzmami i przekleństwami, ale tylko 25 proc. respondentów przyznało, że takich słów używa. 38 proc. respondentów uczących się i związanych w jakiś sposób z instytucjami oświatowymi uważa, że w szkołach i na uczelniach często można usłyszeć wulgaryzmy. Jedna czwarta (25 proc.) przyznaje, że słyszy je tam czasami, a 30 proc. – że rzadko lub w ogóle (dane za sondażem CBOS z 2007 r.). Prawdziwie jednak zatrważające są wnioski płynące z badań prof. Janusza Surzykiewicza, zebranych w tomie „Agresja i przemoc w szkole". Do najczęstszych zachowań polskiej młodzieży należą okłamywanie nauczyciela, utrudnianie prowadzenia lekcji i właśnie używanie wulgaryzmów. Przeklinają niemal wszyscy uczniowie i studenci (94 proc.), oni też są najbardziej tolerancyjni wobec ordynarnych zachowań innych ludzi. – Obserwując uczniów w sytuacjach mniej oficjalnych niż lekcje, np. podczas szkolnych wycieczek, wydaje mi się, że młodzież przeklina nawet nie tyle częściej, ile robi to swobodniej, bez skrępowania. Odnoszę wrażenie, że oni nie mają świadomości, że słowa, których używają, są wulgarne i nie należy ich publicznie wypowiadać, na przykład w obecności nauczyciela – mówi Magdalena Jassak, nauczycielka w warszawskim gimnazjum. Także Marta Lebiedzińska, matka trojga dzieci, zauważa ten niepokojący trend: – Wulgaryzmy można usłyszeć nawet na placu zabaw. Ostatnio mój czteroletni syn usłyszał od młodszego chłopca sepleniące „sp...j debilu".

Problem używania przekleństw jest jednak szerszy. – Dotyczy zacierania się znaczenia obowiązujących norm kulturowych i poszanowania godności innych ludzi. Młodzież tego drugiego człowieka zdaje się nie dostrzegać i nie zwracać uwagi na to, że poprzez wulgarne słownictwo może go po prostu dotknąć – mówi dr Katarzyna Kłosińska z Wydziału Polonistyki UW, zajmująca się etyką języka.

Wulgaryzmy jako myśli

Jej zdaniem ogromny wpływ na taki stan rzeczy ma dominująca rola Internetu w życiu młodych ludzi. Sieć jest wręcz ich życiem, choć zdawałoby się, że wirtualnym, dla wielu jednak realnym. Dla młodych to często kluczowa forma komunikacji ze światem. Wirtualność partnera rozmowy prowadzi do jego uprzedmiotowienia, a taki schemat komunikacji przenoszony jest do życia realnego. – Nawet stojąc w tłumie na przystanku autobusowym, młodzi ludzie nie dostrzegają tej grupy i faktu, że swoim słownictwem mogą kogoś dotknąć czy wprawić w zakłopotanie – zauważa dr Kłosińska.

Taki knajacki język wpływa na obyczaje młodych ludzi i odwrotnie: współczesne kody kulturowe wpływają na formy porozumiewania się. Tak samo jak media skracają przekaz, tak samo ograniczamy komunikację z innymi ludźmi. Także rozwój technologiczny przyczynia się do skracania i zubożenia języka. Swego rodzaju przełomem było wprowadzenie komunikacji SMS (Short Message System) – krótkiego przekazu mieszczącego się w 160 znakach tekstowych. Miała to być platforma do przekazywania najistotniejszych informacji. Także fora internetowe i komentarze na portalach społecznościowych dążą do zwięzłości. Pożądana jest umiejętność określenia wszystkiego jednym słowem. Dzieci szybko się w takim świecie adaptują. Uczniowie klas IV–VI często mają problem z napisaniem wypracowania na trzy strony, bo „wszystkie treści" da się przecież zmieścić w czterech zdaniach. Dlatego obserwujemy spłycanie języka. Poszukiwane są słowa, które zastąpią zdania. I tu, niestety, palmę pierwszeństwa dzierżą wulgaryzmy.

Młodzież zdaje się nie zwracać uwagi na to, że wulgarnym słownictwem może kogoś dotknąć czy obrazić

Poniżej kilka przykładów „słownictwa na czasie", jakim operują młodzi Polacy. Przykładów – przyznajmy – szokujących w swej ordynarności. Już nie idziemy, a „naku...wiamy", coś się źle dzieje: „jest ch...owo". Przy tych przykładach nawet sformułowanie „zaje...ste" zdaje się czymś delikatnym. Wystarczy sprawdzić, jak brzmią odpowiedzi, których młodzi ludzie (często nawet 10-letnie dzieci) udzielają w quizach na jednym z portali społecznościowych. Nawet tak niewinne pytania jak „Ulubiony utwór?" czy „Jaki masz telefon?" pociągają za sobą odpowiedź: „W ch... tego jest", „Dotykowy, k...wa". A już odpowiedź na pytanie: „Jakie jest twoje ulubione powiedzonko?" nie pozostawia złudzeń. Tu bezkonkurencyjna okazuje się odpowiedź „Ja pie...ę", na którą oddano ponad 13 tys. głosów. Zdobywczyni drugiego miejsca – odpowiedź „Też cię kocham" – zebrała niespełna 9 tys. głosów. Odnotujmy jeszcze, że w czołówce ulubionych powiedzonek znalazły się także inne wulgaryzmy: „k...wa", „po...ło cię", „dobra, weź sp...aj" oraz „ch... z tym".

Jeśli pozwalamy dzieciom oglądać kreskówki, w których niemal wszyscy bohaterowie mówią do siebie „idioto" czy „kretynie", to nie powinniśmy się dziwić, że dla naszego dziecka najbliższy kolega może stać się takim właśnie „idiotą". Co gorsza – dziecko może nie dostrzegać negatywnego kontekstu tego określenia, traktując je jako zwyczajny zwrot koleżeński. Bo nie chodzi nawet o to, że te kreskówki są wulgarne językowo, ale że oswajają dzieci z językiem pełnym agresji słownej. Można jednak odnaleźć przykłady skrajne. „Włatcy móch" to polski serial animowany opowiadający o życiu uczniów II klasy szkoły podstawowej. Choć kreskówka ta jest adresowana raczej do starszych, cieszy się dużą popularnością wśród dzieci i młodzieży. Bohaterowie nie przebierają w słowach, racząc się wzajemnie językiem tak plugawym, że można odnieść wrażenie, iż serial oddaje klimat spod budki z piwem, a nie ze szkolnej ławy. Serial był masowo oglądany także przez kilkunastoletnie dzieci. W oparciu o tę kreskówkę powstał pełnometrażowy film: „Włatcy móch. Ćmoki, Czopki i Mondzioły". Jak pisał „Nasz Dziennik" po premierze filmu: „Dozwolony był dla osób od 12. roku życia. Kilka dni później SPI International Polska wydała oświadczenie, że podwyższa kategorię wiekową do lat 15. Piotr Reisch, szef SPI, decyzję tłumaczy... trzema listami od rodziców zaniepokojonych wulgaryzmami w filmie". Na sposób wysławiania się dzieci mają też wpływ tzw. gwiazdy. Choćby piosenkarka Doda, dla której nie ma rzeczy ładnych i ciekawych, lecz tylko „za...ste". Także muzyka rap uważana bywa za nośnik złego języka. Ale najważniejszy wpływ na zachowanie i sposób wyrażania się młodych ludzi ma kto inny. Psychologowie są zgodni: przykład idzie z najbliższego otoczenia. W początkowym okresie rozwoju dziecka będzie to dom rodzinny, a wraz z wiekiem coraz większy wpływ na rozwój ma grupa rówieśnicza, potem medialne „autorytety".

Nauka płynie z domu

Jako dorośli odpowiadamy za edukację i kulturę słowa naszych dzieci – mówi psycholog dziecięcy Agnieszka Carrasco-Żylicz z Warszawskiego Ośrodka Psychoterapii i Psychiatrii. – To my jesteśmy modelami i moderatorami ich języka. Młodsze dzieci powinniśmy uwrażliwiać na fakt, że słowa mają pewną moc, a używanie ich niesie konsekwencje. Tak jak uczymy je posługiwać się sztućcami, tak powinniśmy nauczyć je posługiwać się językiem. Pokazujmy konkretne przykłady, analogie: brzydkie słowo jest jak rozpylana trucizna. Jednocześnie pokazujmy konsekwencje: użyłeś wulgaryzmu, przeproś za to. Ale by przykład był skuteczny, także rodzic powinien przeprosić za użycie takiego zwrotu. W przypadku dzieci starszych i młodzieży ważne jest, by wyznaczyć standard mówienia na terenie domu, a równocześnie podtrzymywać swój sprzeciw wobec używania takiego języka. Można też postulować, by szkoła nie dawała przyzwolenia na używanie wulgaryzmów, np. tabliczki na korytarzach z napisem: „Szkoła jest przestrzenią wolną od przekleństw", i by za złamanie tego swego rodzaju regulaminu były kary.

Jest jeszcze jeden aspekt związany z negatywnymi skutkami używania przekleństw wśród nastolatków, często niezauważalny. Podobnie jak z szeroką dostępnością pornografii nadmiar wulgarności języka odnoszącego się do sfer intymnych odziera je z tej intymności. Kilkuletni chłopcy zwracają się do siebie „ty pedale". I jest to określenie, którym zwraca się kolega do kolegi.

– Nadużywanie określeń związanych ze sferą seksualną wśród młodzieży może powodować, podobnie jak pornografia, zwiększenie potrzeby silniejszych bodźców, a spłaszczanie szacunku do drugiej, bliskiej osoby. Może sprawiać, że seks będzie traktowany bardziej przedmiotowo – mówi Joanna Głowacka, psycholog i seksuolog.

Niepokojące jest, że wulgaryzmy zastępują coraz więcej określeń i sposobów na wyrażanie siebie oraz swoich emocji. Podczas ubiegłorocznego Kongresu Języka Polskiego za największe zagrożenia dla polskiej mowy uznano właśnie wulgaryzmy. Z języka nie da się ich jednak wyplenić, bo – jak zauważał prof. Jerzy Bralczyk w recenzji opublikowanej na okładce książki Michała Rusinka „Jak przeklinać – poradnik dla dzieci" – „Przekleństwa są potrzebne w każdym języku. Ale trzeba się z nimi obchodzić ostrożnie i stosować je jak najrzadziej. Przy tym... niektóre są tak paskudne, że bierze wstręt. Przeklinać wobec obcych – nie wypada. Ich zresztą mało obchodzą moje stany emocjonalne. Bliskim przekleństwa sprawią przykrość – tego nie chcę".

A dzieciom i młodzieży życzyć wypada, by wulgaryzm był co najwyżej środkiem sporadycznego wyrażania emocji, nie zaś głównym sposobem komunikacji ze światem.

Lipiec 2012

17 grudnia to "Dzień bez przekleństw". Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Mam wrażenie, jakby naszą mowę wszy oblazły. To są przekleństwa, zwłaszcza jedno, mające swoje łagodne odpowiedniki, które są zresztą niewiele łagodniejsze od tego najbardziej rozpowszechnionego i zaraźliwego – mówił prof. Walery Pisarek z Uniwersytetu Jagiellońskiego podczas ubiegłorocznego Kongresu Języka Polskiego. Choć wulgaryzmy w języku były, są i pewnie będą, nie są już domeną ludzi dorosłych – dzieci także używają słów „niecenzuralnych". Ostatnie lata przynoszą swego rodzaju eskalację ich obecności w języku dzieci i młodzieży. Badania prof. Jerzego Surzykiewicza pokazują, że 94 proc. uczniów i studentów używa wulgaryzmów.

Pozostało 94% artykułu
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?