Młodzież zdaje się nie zwracać uwagi na to, że wulgarnym słownictwem może kogoś dotknąć czy obrazić
Poniżej kilka przykładów „słownictwa na czasie", jakim operują młodzi Polacy. Przykładów – przyznajmy – szokujących w swej ordynarności. Już nie idziemy, a „naku...wiamy", coś się źle dzieje: „jest ch...owo". Przy tych przykładach nawet sformułowanie „zaje...ste" zdaje się czymś delikatnym. Wystarczy sprawdzić, jak brzmią odpowiedzi, których młodzi ludzie (często nawet 10-letnie dzieci) udzielają w quizach na jednym z portali społecznościowych. Nawet tak niewinne pytania jak „Ulubiony utwór?" czy „Jaki masz telefon?" pociągają za sobą odpowiedź: „W ch... tego jest", „Dotykowy, k...wa". A już odpowiedź na pytanie: „Jakie jest twoje ulubione powiedzonko?" nie pozostawia złudzeń. Tu bezkonkurencyjna okazuje się odpowiedź „Ja pie...ę", na którą oddano ponad 13 tys. głosów. Zdobywczyni drugiego miejsca – odpowiedź „Też cię kocham" – zebrała niespełna 9 tys. głosów. Odnotujmy jeszcze, że w czołówce ulubionych powiedzonek znalazły się także inne wulgaryzmy: „k...wa", „po...ło cię", „dobra, weź sp...aj" oraz „ch... z tym".
Jeśli pozwalamy dzieciom oglądać kreskówki, w których niemal wszyscy bohaterowie mówią do siebie „idioto" czy „kretynie", to nie powinniśmy się dziwić, że dla naszego dziecka najbliższy kolega może stać się takim właśnie „idiotą". Co gorsza – dziecko może nie dostrzegać negatywnego kontekstu tego określenia, traktując je jako zwyczajny zwrot koleżeński. Bo nie chodzi nawet o to, że te kreskówki są wulgarne językowo, ale że oswajają dzieci z językiem pełnym agresji słownej. Można jednak odnaleźć przykłady skrajne. „Włatcy móch" to polski serial animowany opowiadający o życiu uczniów II klasy szkoły podstawowej. Choć kreskówka ta jest adresowana raczej do starszych, cieszy się dużą popularnością wśród dzieci i młodzieży. Bohaterowie nie przebierają w słowach, racząc się wzajemnie językiem tak plugawym, że można odnieść wrażenie, iż serial oddaje klimat spod budki z piwem, a nie ze szkolnej ławy. Serial był masowo oglądany także przez kilkunastoletnie dzieci. W oparciu o tę kreskówkę powstał pełnometrażowy film: „Włatcy móch. Ćmoki, Czopki i Mondzioły". Jak pisał „Nasz Dziennik" po premierze filmu: „Dozwolony był dla osób od 12. roku życia. Kilka dni później SPI International Polska wydała oświadczenie, że podwyższa kategorię wiekową do lat 15. Piotr Reisch, szef SPI, decyzję tłumaczy... trzema listami od rodziców zaniepokojonych wulgaryzmami w filmie". Na sposób wysławiania się dzieci mają też wpływ tzw. gwiazdy. Choćby piosenkarka Doda, dla której nie ma rzeczy ładnych i ciekawych, lecz tylko „za...ste". Także muzyka rap uważana bywa za nośnik złego języka. Ale najważniejszy wpływ na zachowanie i sposób wyrażania się młodych ludzi ma kto inny. Psychologowie są zgodni: przykład idzie z najbliższego otoczenia. W początkowym okresie rozwoju dziecka będzie to dom rodzinny, a wraz z wiekiem coraz większy wpływ na rozwój ma grupa rówieśnicza, potem medialne „autorytety".
Nauka płynie z domu
Jako dorośli odpowiadamy za edukację i kulturę słowa naszych dzieci – mówi psycholog dziecięcy Agnieszka Carrasco-Żylicz z Warszawskiego Ośrodka Psychoterapii i Psychiatrii. – To my jesteśmy modelami i moderatorami ich języka. Młodsze dzieci powinniśmy uwrażliwiać na fakt, że słowa mają pewną moc, a używanie ich niesie konsekwencje. Tak jak uczymy je posługiwać się sztućcami, tak powinniśmy nauczyć je posługiwać się językiem. Pokazujmy konkretne przykłady, analogie: brzydkie słowo jest jak rozpylana trucizna. Jednocześnie pokazujmy konsekwencje: użyłeś wulgaryzmu, przeproś za to. Ale by przykład był skuteczny, także rodzic powinien przeprosić za użycie takiego zwrotu. W przypadku dzieci starszych i młodzieży ważne jest, by wyznaczyć standard mówienia na terenie domu, a równocześnie podtrzymywać swój sprzeciw wobec używania takiego języka. Można też postulować, by szkoła nie dawała przyzwolenia na używanie wulgaryzmów, np. tabliczki na korytarzach z napisem: „Szkoła jest przestrzenią wolną od przekleństw", i by za złamanie tego swego rodzaju regulaminu były kary.
Jest jeszcze jeden aspekt związany z negatywnymi skutkami używania przekleństw wśród nastolatków, często niezauważalny. Podobnie jak z szeroką dostępnością pornografii nadmiar wulgarności języka odnoszącego się do sfer intymnych odziera je z tej intymności. Kilkuletni chłopcy zwracają się do siebie „ty pedale". I jest to określenie, którym zwraca się kolega do kolegi.
– Nadużywanie określeń związanych ze sferą seksualną wśród młodzieży może powodować, podobnie jak pornografia, zwiększenie potrzeby silniejszych bodźców, a spłaszczanie szacunku do drugiej, bliskiej osoby. Może sprawiać, że seks będzie traktowany bardziej przedmiotowo – mówi Joanna Głowacka, psycholog i seksuolog.