Do zbrodni doszło w mieszkaniu przy ul. Wałbrzyskiej. W lokalu były wówczas trzy osoby: Lech J., jego żona oraz ich 37-letni syn – Olgierd J. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że młodszy z mężczyzn  zaatakował starszego tasakiem kuchennym. Zadał mu kilkanaście ciosów w głowę i w klatkę piersiową. - Ofiara nie miała szans na przeżycie. Jej głowa była stłuczona tak jak orzech włoski po uderzeniu młotkiem - mówi jeden z policjantów.

Tuż po zbrodni na komisariat przy ul. Wita Stwosza na Mokotowie  zgłosił się  syn ofiary twierdząc, że to on zabił ojca. Policjanci pojechali na miejsce. Tam znaleźli zwłoki malarza. Jego żona jest w szoku. Trafiła pod opiekę lekarzy.

Olgierd J. został zatrzymany. Mężczyzna był pijany.  Miał ponad dwa promile w wydychanym powietrzu. - Dopiero w piątek zostanie do nas przywieziony i będzie przesłuchany - mówi rp.pl Paweł Wierzchołowski, szef mokotowskiej prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie tej zbrodni.

Na razie motyw zbrodni nie jest do końca jasny. Policjanci wstępnie mówią o nieporozumieniach rodzinnych. - W tej sprawie mamy "chichot losu". Przed laty ofiara odpowiadała za usiłowanie zabójstwa, a teraz sama została brutalnie  zamordowana - mówi jeden z policjantów.

Lech J. był malarzem, rysownikiem i ilustratorem książek. Jego twórczość była prezentowana na ponad 200 wystawach, a jego prace znajdują się w zbiorach kilku muzeów krajowych, w tym w Muzeum Sztuki Współczesnej w Radomiu.