Piotr Woźniak pojawił się w wielkiej polityce w 1999 r., gdy został doradcą premiera Jerzego Buzka ds. projektów infrastrukturalnych. Kluczowe wówczas, jak i dziś, dla interesu Polski było uniezależnienie się od dostaw rosyjskiej ropy. Miał to umożliwić rurociąg Odessa–Brody–Gdańsk. Odcinek Odessa–Brody wybudowali Ukraińcy, chodziło więc tylko o dobudowanie polskiego odcinka do Rafinerii Gdańskiej.
Listy intencyjne w sprawie tej inwestycji zainicjowała kanadyjska firma TransMountain Pipeline. Amerykanie uważali wtedy, że stworzenie międzynarodowego konsorcjum z dużym kapitałem da PGNiG oraz Orlenowi dostęp do niektórych koncesji nafty i gazu w rejonie Morza Kaspijskiego. Nasz kraj mógł się stać kluczowym łącznikiem między Zachodem a Ukrainą. Straciłaby Rosja. Polska mogła też odegrać ważną rolę w międzynarodowej grze o dostęp do złóż kaspijskich.
Rosja nie straciła
Niestety, projekt Odessa–Brody–Gdańsk nie ruszył z miejsca. Woźniak wspólnie z Piotrem Naimskim, wówczas doradcą ds. bezpieczeństwa w gabinecie politycznym premiera Buzka, rekomendowali zatrzymanie inwestycji. Uważali, że polski rząd powinien samodzielnie, bez udziału zagranicznych inwestorów, kontrolować rurociąg Odessa–Brody. Obaj twierdzili, że należy skoncentrować się na gazociągu norweskim.
Rurociągiem Odessa–Brody płynie dziś rosyjska ropa nad Morze Czarne.
Obecnie za najważniejszą inwestycję dla bezpieczeństwa energetycznego Polski rząd uważa nieskończony wciąż terminal LNG w Świnoujściu. Mało kto pamięta jednak, że wiele lat wcześniej taki terminal mógł powstać w Gdańsku.