Dwie osoby są w rękach policji po serii fałszywych informacji o podłożeniu ładunków wybuchowych, które sparaliżowały we wtorek pół kraju. Do zamknięcia tego wydania „Rz" nikt nie usłyszał zarzutów karnych. – Dotąd nie dostaliśmy jeszcze żadnych materiałów z policji – mówił po południu Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratora generalnego.
Śledczy nie wyznaczyli nawet, która jednostka będzie prowadziła to postępowanie. – Na pewno będzie to jakaś prokuratura okręgowa – zapewnia Martyniuk. Nieoficjalnie mówi się o Katowicach bądź Krakowie. Wiadomo, że śledztwo będzie wszczęte w sprawie fałszywej informacji o podłożeniu ładunków wybuchowych, za co grozi do ośmiu lat więzienia.
Chciałem zobaczyć, jak działa policja – tłumaczył sprawca jednego z alarmów
Maile z groźbami o bombach dotarły w nocy z poniedziałku na wtorek do ponad 100 instytucji w całym kraju. I była to największa tego typu akcja w Polsce. Ale rekordowy pod względem fałszywych zgłoszeń o alarmach bombowych był 2000 r., kiedy do policji wpłynęło ich 1248. W ostatniej dekadzie najwięcej, bo 1017 takich informacji, było w 2007 r., a najmniej – 489 – w 2010 r.
Najczęściej, w co trzecim przypadku, fałszywe alarmy dotyczyły bomb rzekomo podłożonych w instytucjach wymiaru sprawiedliwości, głównie w sądach. Na kolejnym miejscu są centra handlowe, a po nich szkoły. Informacji o bombach w szpitalach jest stosunkowo niedużo – np. w 2011 r. było ich 20.