Podsumowując pięć lat prezydentury, Bronisław Komorowski mówił, że jego zwycięstwo w 2010 r. oznaczało „zakończenie kosztownego dla Polski konfliktu na linii prezydent–rząd". To pokazuje, że w Pałacu Prezydenckim panuje przekonanie, iż w obecny system relacji na szczytach władzy wpisany jest potencjalny konflikt. Wedle Komorowskiego można go uniknąć, wybierając prezydenta z obozu rządzącego. Tylko w takim razie po co nam prezydent? By był współpremierem, realizującym politykę rządu?
Cień historii
Pytanie o rolę i pozycję prezydenta jest fundamentalne w całej dyskusji na temat zmian w konstytucji – bo dotyczy istoty władzy w państwie. Polska konstytucja to pochodna czasów, w których została napisana. Jest też, niestety, projekcją uprzedzeń i planów politycznych osób, które ją pisały. Stworzył ją w pierwszej połowie lat 90. ówczesny lider SLD Aleksander Kwaśniewski. A pisał ją po to, aby osłabić prezydenta Lecha Wałęsę, z którym postkomunistyczna lewica toczyła boje polityczne. Obowiązująca w tamtym czasie tzw. mała konstytucja dawała prezydentowi duże wpływy, w tym prawo wskazywania szefów resortów siłowych oraz MSZ. Jak Wałęsa korzystał z tych instrumentów – to inna sprawa. Nie zmienia to faktu, że obecna konstytucja powstała przeciw niemu, w tamtej konkretnej sytuacji politycznej.
I z miejsca okazało się, że takie incydentalne rozwiązanie nie zdało egzaminu. Bo niespodziewanie to Kwaśniewski wygrał z Wałęsą wybory prezydencie w 1995 r. – i sam wpadł w pułapkę, którą przygotował. Od tego momentu, mimo wielu prób zmiany konstytucji, żyjemy właśnie w cieniu dokumentu obliczonego na osłabienie Wałęsy przez obóz postkomunistyczny.
I czasy inne, i tamten spór polityczny mało aktualny, a Wałęsa i Kwaśniewski na zasłużonych emeryturach – my zaś wciąż żyjemy ich sporem. Wciąż rozpraszamy władzę, aby nikt w państwie nie był zbyt silny.
Klincz na szczycie
Konstytucja pisana w latach 90. musiała się opierać na podziale władzy – skomplikowanym systemie wzajemnych zależności między prezydentem a rządem. Kilka lat po upadku komunizmu obawa przed dyktaturą była powszechna. Stąd także szybka reforma samorządowa i przekazanie w dół coraz większych uprawnień. Jednak dziś, gdy demokracja jest zakorzeniona, trzeba tę władzę na nowo zjednoczyć. To powinien być efekt remanentu po dwóch dekadach obowiązywania konstytucji.