Jedność w PSL to tylko pozory

Janusz Piechociński obronił stanowisko prezesa, ale przed wyborami parlamentarnymi napięcie w partii rośnie

Publikacja: 23.06.2015 21:00

Lider PSL Janusz Piechociński

Lider PSL Janusz Piechociński

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Miała być rewolucja – zmiana na stanowisku prezesa i całkowita zmiana wizerunku partii. Ostatecznie skończyło się na szumnych zapowiedziach i zerowych efektach. Janusz Piechociński znów zagrał na nosie Waldemarowi Pawlakowi i utrzymał władzę w PSL. Tej – jak przekonują nas ludowcy – nie odda już na pewno do jesiennych wyborów parlamentarnych.

– Po prostu jest za mało czasu. Zostały zaledwie cztery miesiące – tłumaczy nam jeden z przeciwników Piechocińskiego.

– Teraz zaczynają się wakacje, a potem już kampania w pełni. Nie ma kiedy zwołać kolejnej rady naczelnej – dodaje inny.

Pozorne przywództwo

Choć Piechociński wygrał ostatnią bitwę, to do rozstrzygnięcia całej wojny jeszcze daleko. I mimo ostatniego zwycięstwa do oddania przez niego partyjnego tronu jest bliżej niż dalej. – Panuje przekonanie, że to była dla niego żółta, a może nawet pomarańczowa kartka – przyznaje nam jeden z działaczy. – Jego pozycja nie jest najsilniejsza – dodaje.

By zrozumieć obecny kryzys przywództwa w PSL, musimy się cofnąć do 2012 r. Wtedy to w hali BGŻ Arena w Pruszkowie Piechociński pokonał Pawlaka w wyborach na prezesa partii. Zwycięstwo nie było znaczące – na ponad 1000 oddanych głosów nowy lider zdobył zaledwie 17 więcej niż jego rywal. Takie rozstrzygnięcie było wielkim zaskoczeniem. Choć Piechociński o swoich ambicjach mówił już kilka miesięcy przed wewnętrznymi wyborami, mało kto dawał mu szansę na wygraną. Zwłaszcza że nie zawsze udawało mu się nawet wejść do Sejmu (w 2005 r. nie zdobył mandatu).

– Zaskoczeni byli nawet ci, którzy na niego głosowali. Wielu chciało dać tylko ostrzeżenie Pawlakowi, a przyczynili się do rewolty – przekonuje nas jeden z uczestników tamtego zjazdu.

Tak nieznaczna wygrana sprawiła, że mandat Piechocińskiego nigdy nie był mocny. Temat zmiany prezesa wracał co kilka miesięcy. Nawet po spektakularnym wyniku PSL w ostatnich wyborach samorządowych.

– Nawet po takim sukcesie nie był pewny, że się utrzyma – zdradza nam jeden z posłów. Powód? – Nie jesteśmy naiwni. Zdajemy sobie sprawę, że ten wynik był w większej mierze zasługą książeczki niż jego przywództwa – tłumaczy nasz rozmówca.

Nieudana rewolucja

Tym razem sytuacja była szczególna. Piechociński miał przeciwko sobie niekorzystne sondaże, w których PSL nie przekracza progu wyborczego, na nim spoczywa też odpowiedzialność za fatalny wynik (1,76 proc.) Adama Jarubasa w wyborach prezydenckich. Choć Piechociński długo nie był przekonany do wystawienia własnego kandydata, w końcu się zgodził.

– Jarubas uwierzył, że może te wybory wygrać, i sobie to u szefa wychodził – przyznaje nam jeden z ludowców. – To on był jego głównym orędownikiem i patronem – podkreśla.

Wielu działaczy PSL ma też do Piechocińskiego pretensje o zbyt uległą postawę wobec koalicjanta. – Przez to odbijają się na nas wszystkie ich porażki, a z sukcesami nie możemy się przebić. Nic za naszą lojalność nie dostajemy – skarży się jeden z młodszych posłów.

Ludowcy od miesięcy czekają bowiem na powołanie wskazanych przez nich wiceministrów. Nominacje utknęły jednak w KPRM. Problemy występują też z procedowaniem zgłaszanych przez PSL ustaw, zwłaszcza dotyczących spraw wsi. – Przez to sprawiamy wrażenie takich, którzy nic nie są w stanie załatwić, i rolnicy zamiast na nas głosują na PiS – tłumaczy poseł.

Wszystko miało się zmienić w sobotę. Piechocińskiego miał zastąpić 34-letni Władysław Kosiniak-Kamysz. Zwolennicy zmian przekonywali, że rewolucja jest nieunikniona.

– Wszystkie głosy mamy policzone. Jest już pozamiatane – zapewniali.

Ostatecznie jednak wniosek nie wszedł nawet do porządku obrad. Co się stało? Część ludowców uważa, że rewolucji zabrakło wyraźnego lidera. Wniosek zgłosił nie – jak zapowiadano – Waldemar Pawlak, ale Tomasz Jakubowski, działacz PSL z Sobótki na Dolnym Śląsku. – To nawet nie trzeci, ale siódmy szereg. Większość nie wiedziała nawet, kto to jest – twierdzi jeden z posłów.

Za zmianami opowiadali się młodsi działacze, ale także mazowiecki marszałek Adam Struzik oraz szef rady Jarosław Kalinowski. Po ich stronie miał być też Marek Sawicki, ale ostatecznie poparł Piechocińskiego.

To jednak nie przez niego upadła rewolucja. Powodem była jawność głosowania.

– Dyskusja nad wnioskiem o utajnienie (zgłosił go Kalinowski – red.) trwała niemal dwie godziny – przyznaje jeden z posłów. Piechocińskiemu udało się jednak przeforsować, by głosować jawnie. W efekcie 26 delegatów w ogóle nie wzięło w nim udziału, a obecny lider wygrał kilkoma głosami.

– Różnica wyniosła dziewięć głosów – przekonuje nas jeden z uczestników posiedzenia.

Zwolenników zmian oburzyła jeszcze jedna sprawa. Jak twierdzą, Piechociński ustawił w sali swoich ludzi, którzy telefonami mieli nagrywać obrady i głosowanie. Na wtorkowym posiedzeniu klubu poselskiego wyjaśnień w tej sprawie zażądał Pawlak.

– To skandal, ale nie było komu tego wyjaśniać. W sobotę posłów było mało, a na posiedzenie klubu Piechociński nawet nie przyszedł – relacjonuje nam jeden z posłów. – Ta sprawa może się skończyć w sądzie – przekonuje inny.

Fałszywa jedność

Po nieudanej rewolucji przekaz wychodzący z PSL jest jasny: „Rada się skończyła, jesteśmy teraz jednym frontem i skupiamy się na wyborach". Tak oficjalnie mówią wszyscy partyjni liderzy. Nieoficjalnie ludowcy przyznają jednak, że kurz po bitwie jeszcze nie opadł.

Brak jedności można też dostrzec w komentarzach do ewentualnego wystawienia Józefa Zycha jako kandydata na marszałka Sejmu. Zdaniem Sawickiego PSL powinien się dostosować do propozycji PO. Szef klubu ludowców zastrzega jednak, że decyzja nie została jeszcze podjęta, a PSL ma prawo do swojego kandydata.

Te spory mogą być sporym obciążeniem w trakcie kampanii wyborczej. W niej PSL chce postawić na nowe, młodsze i medialne twarze. Sztabem wyborczym – jak wynika z naszych informacji – najprawdopodobniej pokieruje obecna wiceminister gospodarki Ilona Antoniszyn-Klik.

– Jest wiernym człowiekiem Piechocińskiego. I już się zachowuje, jakby tę rolę dostała – przyznaje nam jeden z ludowców.

Materiał Promocyjny
Szukasz studiów z przyszłością? Ten kierunek nie traci na znaczeniu
Kraj
Ruszyło śledztwo w sprawie Centrum Niemieckiego
Materiał Partnera
Dzień Zwycięstwa według Rosji
Kraj
Najważniejsze europejskie think tanki przyjadą do Polski
Kraj
W ukraińskich Puźnikach odnaleziono szczątki polskich ofiar UPA