Absurdalne referendum ws. JOW

Koszt referendum to 100 mln zł, a więc tyle, ile wynosi subwencja dla partii politycznych przez dwa lata – przypomina publicysta.

Aktualizacja: 17.08.2015 15:15 Publikacja: 16.08.2015 21:08

Absurdalne referendum ws. JOW

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Referendum nie da odpowiedzi na pytanie, czy Polacy chcą wprowadzenia większościowego systemu wyborczego i zaprzestania finansowania partii politycznych z budżetu państwa. Postawione pytania nie dotyczą tych kwestii. Prezydent Bronisław Komorowski chciał raczej skłócić swoich przeciwników politycznych, niż uzyskać wskazówki co do kierunków zmian ustrojowych w Polsce.

JOW

W referendum nie ma pytania o to, czy system wyborczy w Polsce powinien być proporcjonalny czy większościowy. Ekspertyza Biura Legislacyjnego Senatu świadczy o tym, że decyzję tę podjęto świadomie. JOW w systemie proporcjonalnym występują np. w Słowenii, gdzie wyborca głosuje na kandydata, a zarazem na partię, którą kandydat ten reprezentuje. O tym, kto otrzyma mandat, decyduje procent głosów zdobytych w okręgu jednomandatowym. Z kolei w proporcjonalnym systemie niemieckim połowa mandatów jest rozdzielana w okręgach jednomandatowych. Wprowadzenie jednego z tych systemów nie wymagałoby zmiany konstytucji.

Główną zaletą JOW jest silniejsze związanie przedstawicieli z okręgami, z których się wywodzą. Wybór zawdzięczają woli wyborców, a nie decyzji kierownictwa partii, które przyznaje miejsca na listach. System ten ma ograniczać przywożenie kandydatów „w teczce".

Platforma Obywatelska słowami premier Ewy Kopacz opowiada się za JOW, jednak jej postępowanie jest sprzeczne z ideą stojącą za systemem okręgów jednomandatowych. Przewodnicząca PO startuje z Warszawy, a nie – jak dotychczas – z Radomia, natomiast znani działacze warszawscy i innych miast są wysyłani do okręgów, z którymi mają niewiele wspólnego. Brak spójności między słowami i czynami jest oczywisty.

Narzuca się też pytanie, czy w trosce o jakość rządów PO jest gotowa zaakceptować ewentualne konsekwencje wprowadzenia JOW na wzór brytyjski. Przypomnijmy, że w ostatnich wyborach na wyspach Partia Konserwatywna zdobyła 37 proc. głosów, co dało jej absolutną większość w parlamencie. Z kolei Partia Pracy, jej główny rywal, choć dostała ponad 30 proc., została zmarginalizowana, a jej liderzy podali się do dymisji. Warto w debacie potwierdzić, że stanowisko PO jest przemyślane i partia ta rzeczywiście opowiada się za systemem, który porażkę przemienia w klęskę, i jest gotowa ponieść tego konsekwencje.

O ile przekaz Platformy Obywatelskiej w sprawie JOW jest niespójny, o tyle Prawo i Sprawiedliwość jawi się jako ostoja rozsądku i kompromisu. Kandydatka na premiera Beata Szydło przypomniała, że Prawo i Sprawiedliwość od początku opowiadało się za systemem mieszanym. Rozsądny kompromis pod patronatem prezydenta Andrzeja Dudy wydaje się więc realny.

Finansowanie partii

Premier Ewa Kopacz opowiada się za zniesieniem finansowania partii z budżetu państwa. Szkoda jednak, że w referendum nie ma pytania na ten temat. Być może wynika to z faktu, że PO opowiada się za zniesieniem subwencji (środków, które partie otrzymują w trakcie kadencji na działalność), natomiast chciałaby utrzymania dotacji (środków wydatkowanych na kampanię wyborczą), a obie pozycje pochodzą z budżetu państwa.

Zwolennicy Platformy Obywatelskiej będą więc głosować przeciwko utrzymaniu dotychczasowego sposobu finansowania partii. Tak samo jak zwolennicy zwiększenia finansowania z budżetu (np. do poziomu z 2011 r.) oraz zwolennicy modyfikacji sposobu rozdzielania obecnej kwoty. Zasadne są bowiem postulaty utrzymania finansowania z budżetu ośrodków analitycznych, które zwiększają wiedzę ekspercką partii, a ograniczenia kontrowersyjnych wydatków na konsumpcję.

Innymi słowy, na postawione w referendum pytanie odpowiedzą tak samo zwolennicy zniesienia dotacji, zniesienia subwencji, zniesienia obu, zwolennicy wprowadzenia zmian w dotychczasowym systemie oraz zwolennicy zwiększenia dotacji. Z całą pewnością nie dowiemy się, czy Polacy są przeciwko finansowaniu partii z budżetu państwa. Winni są temu prezydent Komorowski i ci senatorowie, którzy mimo zgłaszanych wątpliwości zaakceptowali pytania w obecnym brzmieniu.

Wątpliwości na korzyść podatnika

Pytanie trzecie, dotyczące wprowadzenia zasady rozstrzygania wątpliwości w zakresie prawa podatkowego na korzyść podatnika, jest natomiast dobrze zarysowanym polem rywalizacji. Prof. Antoni Bojańczyk na łamach „Rzeczpospolitej" („Horrendum w referendum", 22 lipca 2015 r.) wskazał, że pytanie to jest „ekstremalnie szkodliwe dla całego systemu podatkowego". Świadomi tego minister finansów i Platforma Obywatelska próbowały na etapie prac parlamentarnych zmniejszyć szkodliwość proponowanych rozwiązań. Bezskutecznie, PO przegrała głosowanie w Sejmie.

Referendum jest więc dla PO szansą na obronę swego stanowiska, wykazanie w debacie szkodliwości zapisów zgłoszonych przez prezydenta Komorowskiego. Odpowiedź negatywna byłaby podstawą do odwrócenia zapisów ustawowych. Chyba że PO pogodziła się z porażką, wtedy uzna swoje stanowisko w Sejmie za niebyłe, a pytanie trzecie za rozstrzygnięte. W każdym razie PO powinna jasno zakomunikować swoim zwolennikom, jak należy odpowiedzieć na to pytanie i dlaczego.

Przypomnijmy, że koszt referendum to 100 mln zł, a więc tyle, ile wynosi subwencja dla partii politycznych przez dwa lata. Polacy zaczynają się orientować, że zostali postawieni w sytuacji absurdalnej. Przy tak sformułowanych pytaniach nie mają możliwości wypowiedzenia się, co sądzą na tematy będące przedmiotem referendum.

Bez względu na wynik zwycięzcą będzie Prawo i Sprawiedliwość, które od początku przestrzegało przed instrumentalnym traktowaniem społeczeństwa i proponowało dodanie kwestii społecznie istotnych – wieku emerytalnego, nauczania sześciolatków i prywatyzacji lasów państwowych. Bez tego zapewne większość Polaków zostanie 6 września w domach.

A prezydent Andrzej Duda? No cóż, zapewne zrealizuje scenariusz, który Bronisław Komorowski pisał dla siebie. Zaprezentuje się jako zwolennik reform i rozsądnego kompromisu.

Autor jest profesorem nadzwyczajnym na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W czasach PRL był działaczem opozycji demokratycznej (m.in. ruchu Wolność i Pokój), po roku 1989 pracował w MSZ, był także dyrektorem Krajowej Szkoły Administracji Publicznej

Kraj
Rzeź wołyńska i kwestia przyjęcia Ukrainy do UE i NATO. Co sądzą o tym Polacy?
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Kraj
Pałac Prezydencki: Czy media społecznościowe zdominują kampanię prezydencką 2025 roku?
Kraj
Nowej nadziei na nowy rok
Kraj
Ukraina: Były redaktor naczelny dziennika „Rzeczpospolita” Grzegorz Gauden odznaczony „Za odwagę intelektualną”
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Kraj
Życzenia świąteczne od „Rzeczpospolitej”: Bóg się nam rodzi!
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego