Antoni Macierewicz często odwiedza Stany Zjednoczone, a podczas spotkań sale wypełnione są po brzegi. Nie inaczej było w ten weekend. Podczas spotkania z Polonią w Chicago Macierewicz zapowiadał między innymi rozliczenie katastrofy smoleńskiej i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych oraz ujawnienie aneksu do raportu o likwidacji WSI. Padały ostre słowa, bo wiceprezes PiS przyrównał sytuację z wypożyczeniem mebli Bronisławowi Komorowskiemu do zachowania przywódców PRL z czasów komunizmu. „To zejście na poziom Bieruta, Bermana, na poziom okupantów Polski z obozu komunistycznego z poprzednich lat" – mówił. Odpowiedź na pytanie z sali o to, czy Donald Tusk jest agentem Stasi, pozostawił uczestnikom zebrania.
W Nowym Jorku, gdzie Macierewicz wziął udział w Paradzie Pułaskiego, a potem w spotkaniu w sali Polskiego Domu Narodowego „Warsaw" – organizowanym przez lokalny klub „Gazety Polskiej" – było podobnie. Likwidator WSI zapewniał o konieczności przejęcia władzy w Sejmie przez PiS jako jedynej gwarancji naprawy państwa. Mówił o tragedii smoleńskiej i „kłamstwach" rządu.
Mimo stosunkowo niewielkiej liczby osób z polskim paszportem głosujących za granicą strategia prowadzenia kampanii poza granicami Polski nie nie jest niczym nowym, a potrafi przynosić wymierne efekty. Cztery lata temu zastosował ją z powodzeniem Adam Kwiatkowski, wówczas młody kandydat PiS, a obecnie szef gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy. Dodatkowe głosy oddane w USA wywindowały Kwiatkowskiego na wyższą pozycję na liście wyborczej i dały mu wówczas mandat poselski. W tym roku tą samą drogą podąża kandydujący z okręgu warszawskiego (a więc tego, z którego głosuje Polonia) Marcin Gugulski, który w USA występował z Macierewiczem.
– Aktywność Macierewicza w Ameryce, mniej obecnego ostatnio w krajowej polityce, nikogo tu nie dziwi – mówi „Rz" zastrzegający sobie anonimowość dziennikarz polonijnych mediów. Zawsze, gdy przyjeżdża do USA i Kanady, spotyka się z przychylnym przyjęciem politycznie aktywnej struktury imigrantów.
Jego zdaniem przyczyn, dla których Polacy w USA gremialnie popierają w wyborach kandydatów PiS, jest kilka. – Po pierwsze, wynika to ze struktury demograficznej emigracji. Mieszkańcy polskich dzielnic metropolii Chicago, Nowego Jorku czy Toronto pochodzą w większości z regionów w Polsce tradycyjnie głosujących na PiS – Podlaskiego, Podkarpacia i Małopolski. Jeśli wyłączymy poza nawias lewicę, na którą w USA mało kto głosuje, proporcje rozkładu głosów będą niemal identyczne jak w regionach, z których pochodzą emigranci – przypomina nasz rozmówca. Na spotkania z działaczami PiS przychodzą z reguły ludzie starsi, z emigracji końca lat 80. i z lat 90., którzy często mają poważne wątpliwości co do samej istoty procesu integracji europejskiej, widząc w niej zagrożenie dla polskiej tożsamości. – To paradoks, bo ci sami imigranci żyją w USA w społeczeństwie będącym konglomeratem kulturowym – dodaje nasz rozmówca. Jego zdaniem nie ulega też wątpliwości, że Polonia w USA straciła na wejściu Polski do UE. Otwarcie europejskiego rynku pracy ograniczyło emigrację zarobkową za ocean, a tym samym osłabiło pozycję ekonomiczną wielu polonijnych biznesów uzależnionych od nowo przybyłych. Polskie enklawy w metropoliach wyraźnie się skurczyły. To także jeden z czynników sprzyjających kontestacji.