Bartkiewicz: Jak ponieśliśmy sukces w Brukseli

- To nie porażka, to zwycięstwo – ogłosiła po odebraniu należnych jej kwiatów i honorów od delegacji polityków PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele premier Beata Szydło. Podsumujmy więc, jak wiele wygraliśmy.

Aktualizacja: 11.03.2017 15:04 Publikacja: 11.03.2017 09:52

Bartkiewicz: Jak ponieśliśmy sukces w Brukseli

Foto: AFP

Najważniejsze – jak mówi zarówno premier, jak i prezes PiS – było zademonstrowanie pełnej podmiotowości Polski. Wiemy już, że wolno nam zrobić wszystko co chcemy, jak chcemy i kiedy chcemy. Wolno nam też ponosić klęski na forum UE – co jest sukcesem, bo poprzedni rząd się na to nie odważył. Nie musimy się też poniżać do zawierania zgniłych kompromisów, czy świadczącego o słabości budowania koalicji w naszej sprawie. Szukanie poparcia byłoby bowiem dowodem, że wątpimy w swoją słuszność. Jeśli inni zrozumieją to, co my już rozumiemy – to do nas dołączą. A jeśli nie – to tym gorzej dla nich.

 

 

Kolejny sukces to wykazanie, że naszej suwerenności nie ograniczają żadne sojusze. Amicus Orban, sed magis amica veritas. Więc jeśli premier Węgier nie bierze udziału w naszej krucjacie, stać nas na to, by - nie bacząc na polsko-węgierskie braterstwo – powiedzieć: zawiodłeś. I wypomnieć uległość wobec Berlina. A na odchodne dać kuksańca odwołując wizytę wiceszefa MSZ w Budapeszcie.  

 

 

Nie musimy też baczyć na geopolitykę – możemy swobodnie demaskować niemiecki spisek i nazywać rzeczy po imieniu: Merkel z mównicy Bundestagu wysyła sygnał swoim europejskim wasalom, jak mają głosować. Przy okazji dokonujemy dekonstrukcji zasady, że przyjaciół należy mieć blisko, a wrogów daleko. Co jest też elementem sukcesu – gdyż świadczy o naszej dzielności.

 


Jakby tych sukcesów było mało stać nas również na to, aby zakwestionować decyzje podjęte przez wszystkich poza nami. Ponieważ, niczym Jan Winnicki z serialu „Alternatywy 4”, akceptujemy wszystkie wyniki demokratycznych wyborów, jeśli są one zgodne z naszymi oczekiwaniami. Inaczej głosowanie jest w oczywisty sposób nieważne.

 

 

Miejmy tylko nadzieje, że po tylu sukcesach woda sodowa nie uderzy naszym rządzącym do głowy. Bo strach pomyśleć, ile jeszcze możemy wygrać.  

Najważniejsze – jak mówi zarówno premier, jak i prezes PiS – było zademonstrowanie pełnej podmiotowości Polski. Wiemy już, że wolno nam zrobić wszystko co chcemy, jak chcemy i kiedy chcemy. Wolno nam też ponosić klęski na forum UE – co jest sukcesem, bo poprzedni rząd się na to nie odważył. Nie musimy się też poniżać do zawierania zgniłych kompromisów, czy świadczącego o słabości budowania koalicji w naszej sprawie. Szukanie poparcia byłoby bowiem dowodem, że wątpimy w swoją słuszność. Jeśli inni zrozumieją to, co my już rozumiemy – to do nas dołączą. A jeśli nie – to tym gorzej dla nich.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO