Plus Minus: Od II soboru watykańskiego w Kościele mocno się akcentuje, że jest on wspólnotą wiernych i duchownych. Ale i tak większa część społeczeństwa patrzy na Kościół poprzez księży. Może jego kryzys to też kryzys kapłaństwa?
Myślę, że przez te lata od soboru samoświadomość świeckich wzrosła. Jednak w praktyce sytuacja zmieniła się tylko w niektórych dziedzinach życia Kościoła. Na przykład dopuszczono świeckich do uprawiania teologii czy prowadzenia katechezy. Powstały też ruchy i wspólnoty, gdzie rola świeckich jest kluczowa, choćby Droga Neokatechumenalna czy Ruch Małżeństw Equipes Notre Dame. Jednak nie mam wrażenia, by masowe życie parafialne czy duszpasterskie w polskim Kościele miało jakiekolwiek znamiona podmiotowości świeckich.
Skąd więc ten kryzys?
Od zarania dziejów historia ludzkiej wierności Bogu przybiera kształt sinusoidy. Lepsze okresy przeplatają się z gorszymi. Na pewno bardzo ważnym czynnikiem zarówno w nawróceniu, jak i w odchodzeniu wspólnoty od Boga zawsze była kondycja kapłanów. W historii były okresy świetności i rozwoju, oczywiście mam tu na myśli sens ewangeliczny. Ale z czasem na skutek swoistej inercji rzeczywistości księża i biskupi powoli obrastali we władzę i bogactwo, co po kilku pokoleniach skutkowało całymi dworami wokół biskupów i powszechnymi nadużyciami w nauczaniu i praktyce Kościoła. Wtedy pojawiali się Boży wariaci, którzy głosili powrót do Ewangelii. Tak było ze świętym Franciszkiem, Dominikiem, Janem od Krzyża czy Teresą z Ávili. Myślę, że dokładnie takie intencje przyświecały też Marcinowi Lutrowi. I właśnie wiele z tych reformatorskich planów dotyczyło odnowy stanu kapłańskiego.
A jak jest dzisiaj?