Tak wynika z raportu Inspekcji Handlowej, która sprawdziła 260 punktów usługowych (głównie fryzjerów, szewców, pralnie, zakłady fotograficzne i serwisy samochodowe). Aż w 40 proc. firm inspektorzy stwierdzili jakieś nieprawidłowości.
Bohdan Szamota z Głównego Inspektoratu Inspekcji Handlowej podkreśla, że podstawowy problem to brak dokładnych przepisów dotyczących prawie wszystkich rodzajów usług. - Zagadnienia te reguluje ogólnie kodeks cywilny. Tylko kilka profesji ma precyzyjne regulacje, np. pośrednicy w obrocie nieruchomościami - mówi. Różne działania, które mogłyby podnieść poziom ochrony konsumenta, np. rejestrowanie reklamacji, dokładne wyceny robocizny itp., nie są wymagane przez przepisy. - Trudno karać za brak czegoś, skoro stan taki nie jest sprzeczny z prawem. Wolny rynek nie jest w stanie uregulować wszystkiego. Teraz konkurencji praktycznie nie ma, bo brakuje fachowców - mówi Szamota.
Przepisy ocenach określają, że usługodawca powinien mieć cennik umieszczony w widocznym miejscu. Tymczasem wiele zakładów w ogóle go nie ma, a jeśli już jest, to praktycznie niewidoczny.
Zastrzeżenia budzą też umowy. Są w nich niedozwolone klauzule. Jedna z pralni zastrzegała, że reklamacje przyjmuje się tylko w dniu odbioru. Punkt wideofilmowania żądał zaś od klienta, aby odpowiadał za ewentualne szkody w mieniu poniesione przez jego pracowników podczas kręcenia filmów.
Małgorzata Cieloch, rzecznik Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, podkreśla, że klienci nie powinni rezygnować z zawierania pisemnych umów kuszeni niższą ceną. - Nie myślą, co będzie w razie kłopotów, a wtedy bez pisemnej umowy znacznie trudniej dochodzić swoich praw - ostrzega. Podobnie jest, gdy zatrudniamy budowlańców zza wschodniej granicy.