Z reguły płacimy pośrednikowi prowizję w wysokości 1 - 3 proc. wartości mieszkania czy domu, który kupujemy przy jego pomocy. Przy czym, tam gdzie jest duży popyt na rynku, stawki te raczej sięgają górnego limitu - np. w Warszawie trzeba średnio zapłacić ok. 2,8 proc. netto.
Na przykład prowizja pośrednika za lokum o wartości 400 tys. zł wyniesie ok. 11,2 tys. zł. Do tego trzeba się liczyć z dodatkowymi kosztami, np. opłatą rejestracyjną oraz taksą notarialną. Choć klienci twierdzą, że pośrednicy chcą wykorzystać dzisiejszą sytuację rynkową i zawyżają stawki, sami agenci nieruchomości temu zaprzeczają.
- Nie zawyżamy naszego wynagrodzenia. Tym bardziej że konkurencja na rynku jest coraz większa - zapewnia Marcin Jańczuk z agencji Polanowscy Nieruchomości. - Klientom się wydaje, że ceny naszych usług są ostatnio wysokie. To nieprawda. Wynagrodzenie pośredników stanowi zwykle określony procent ceny transakcyjnej nieruchomości. A skoro stawki idą w górę, pośrednik otrzymuje proporcjonalnie wyższe wynagrodzenie.
Różnice w prowizjach mogą być uzależnione od rodzaju transakcji, stopnia jej skomplikowania, a także zakresu oferowanych czynności, jakie określa umowa pośrednictwa.
- Najlepszą formą współpracy z klientem jest umowa na wyłączność - wtedy koszty usług pośrednika pokrywa sprzedający. Nie jest to jednak dość powszechne na naszym rynku - zauważa Marcin Jańczuk.