Wszystko przez art. 4 ust. 1 ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie kodeksu cywilnego (DzU z 2002 r. nr 141, poz. 1176 ze zm.), który przewiduje domniemanie, że istniała niezgodność towaru z umową już w chwili wydania go kupującemu (czyli w momencie zakupu albo kiedy otrzymał dostawę). Domniemanie to obowiązuje jednak jedynie przez sześć miesięcy. Oznacza to, że przez pierwsze pół roku to sklep powinien udowodnić, że było inaczej. Potem ciężar dowodu, że wada istniała już w chwili zakupu, przechodzi na konsumenta.
Konsument po ośmiu miesiącach zgłasza reklamację butów i żąda ich naprawy (a najlepiej wymiany na nowe). Możemy przyznać, że mankament istnieje, ale prawdopodobnie powstał na skutek zwykłego używania towaru. Z takim argumentem możemy uznać reklamację klienta za nieuzasadnioną. Często nie trzeba nawet zamawiać opinii rzeczoznawcy. Gdyby klient chciał dochodzić swoich roszczeń w sądzie, to musiałby poprzeć swoje twierdzenia jakimś dowodem, np. ekspertyzą zamówionego przez siebie specjalisty.
Sześciomiesięczne domniemanie nie obowiązuje, gdy nabywcą towaru była np. osoba prawna albo osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą, na którą wystawiono fakturę. Wtedy nie jest to sprzedaż konsumencka i sklep odpowiada z tytułu rękojmi za wady określonej w kodeksie cywilnym. Co więcej, obowiązują rygorystyczne dla klienta zasady badania produktu i zgłaszania wad (art. 563 k.c.).
Gdy minie sześć miesięcy od zakupu towaru, nie oznacza to, że przez pozostałe półtora roku okresu reklamacyjnego sklep może być mniej czujny.
Nie powinno się odmawiać przyjęcia reklamacji złożonej po upływie pół roku od zakupu z powodu braku dołączonej do niej opinii rzeczoznawcy potwierdzającej argumenty klienta. Sprytny klient wyśle nam taką reklamację listem poleconym i jeśli nie ustosunkujemy się do niej merytorycznie w ciągu 14 dni – choć w tym czasie wyślemy mu pismo z prośbą o dołączenie ekspertyzy – to istnieje domniemanie, że ją uznajemy.