Umowę poręczenia regulują art. 876 – 887 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=6479ACFC2BACD2D13887E7460949B883?id=70928]kodeksu cywilnego[/link]. Polega ona na tym, że poręczyciel (zwany w języku potocznym żyrantem) zobowiązuje się względem wierzyciela do wykonania zobowiązania na wypadek, gdyby nie wykonał go dłużnik.
W wypadku kredytów konsumenckich chodzi więc z reguły o zapłatę przez żyranta zaległych rat, np. bankowi, za osobę, która pieniądze te co prawda pożyczyła, ale nie może ich w terminie oddać. Pamiętajmy, że nie musimy się godzić na poręczenie całej kwoty kredytu, ale możemy przyjąć na siebie zobowiązanie do spłaty np. tylko 5 tys. zł z dwudziestotysięcznego kredytu.
Co się dzieje, gdy kredytodawca wezwie poręczyciela do zapłaty długów swojego klienta, który np. nie jest zdolny spłacać swoich zobowiązań albo wręcz ordynarnie go oszukał? Bardzo często żyranci dla uniknięcia niewygodnej odpowiedzialności powołują się na błąd (art. 84 § 2 k.c.).
I tu takie osoby czeka rozczarowanie. [b]Sąd Najwyższy[/b] uznał w jednym ze swoich wyroków ([b]z 18 lutego 2005 r., sygn. V CK 474/04[/b]), że “poręczyciel nie może uchylić się od skutków prawnych swego oświadczenia woli z powodu błędu wywołanego podstępnie przez dłużnika co do jego wypłacalności w dacie poręczenia”. SN wyjaśnia, że odpowiedzialność poręczyciela ma charakter zobiektywizowany i jest oparta na zasadzie ryzyka. Żyrant gwarantuje mianowicie kredytodawcy własnym majątkiem wypłacalność kredytobiorcy.
Dlatego trzeba nie tylko mieć zaufanie do osoby, której poręczamy pożyczkę bądź kredyt, ale też dobrą orientację w jej sytuacji finansowej. Należy również przed złożeniem podpisu zastanowić się, czy w razie czego uda się nam spłacić cudze długi w obecnej sytuacji finansowej. Jeżeli mamy jakiekolwiek wątpliwości, to lepiej zobowiązań poręczyciela na siebie nie przyjmować.