Reklama

Władimir Putin nie chce pokoju. I nie chce też szczytu z Wołodymyrem Zełenskim

Jeśli rosyjski przywódca miałby uścisnąć dłoń tego, którego nazywa „klownem” i „tym typem”, to tylko po to, aby przyjąć warunki kapitulacji.

Publikacja: 21.08.2025 04:52

Władimir Putin

Władimir Putin

Foto: REUTERS/Sputnik/Gavriil Grigorov

Tu nie chodzi o naiwność, ale raczej dobrze przemyślaną taktykę. Od dwóch dni Europejczycy debatują o miejscu, w którym mógłby się odbyć szczyt Wołodymyra Zełenskiego i Władimira Putina. Po rozmowie telefonicznej Donalda Trumpa z Viktorem Orbanem pojawił się na tej liście Budapeszt, choć autorytarny węgierski premier tego nie potwierdził. Kandydaturę Genewy zaproponował Emmanuel Macron i władze Szwajcarii natychmiast to podchwyciły.

Zapewniły nawet, że nie zatrzymają ściganego przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne Putina, skoro przybywałby „z misją pokojową a nie w celach prywatnych”. Podobnie do tego podszedł kanclerz Austrii Christian Stocker. Wysunął on z kolei kandydaturę Wiednia wskazując, że miasto „ma długą tradycję pośredniczenia w rozwiązywaniu konfliktów”. 

Europejczycy chcą pokazać Trumpowi, że to Putin stoi na drodze do pokoju

Tyle, że krwawy rosyjski dyktator do żadnego szczytu z Zełenskim się nie szykuje. W czasie poniedziałkowej rozmowy telefonicznej z Trumpem mówił jedynie, że jest gotowy „podnieść poziom dwustronnych delegacji”. Z kolei szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow wskazał, że takie spotkanie „wymagałoby bardzo starannych przygotowań”. Wcześniej Rosja zaproponowała jako miejsce spotkania Moskwę doskonale rozumiejąc, że ukraiński przywódca musi ją odrzucić. Wszystko to składa się na taktykę kluczenia, gry na czas, w której Rosjanie stali się mistrzami. 

Putin jest przekonany, że ma przewagę na froncie i mimo gigantycznych strat w ludziach (ukraiński sztab generalny podał, że wynoszą one już 1,07 mln rannych i zabitych) oraz w sprzęcie, może jeszcze przez rok-dwa prowadzić ofensywę. Jeśli więc do spotkania miałoby kiedykolwiek dojść, to po to, aby zasadniczo Zełenski zgodził się na kapitulację. Właśnie to rozumieją Rosjanie pod stwierdzeniem, że przed szczytem trzeba ustalić wszystkie szczegóły porozumienia pokojowego. 

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Ukraina jeszcze daleko od pokoju. Co właściwie ustalono w Białym Domu?
Reklama
Reklama

W tej rosyjskiej grze Europejczycy doskonale się orientują. Chcą jednak zapędzić Putina w kozi róg. Pokazać w szczególności Trumpowi, że tylko on stoi na przeszkodzie w zawarciu pokoju. 

Ta strategia ma służyć w szczególności utrzymaniu amerykańskiego zaangażowania w sprawach ukraińskich. W poniedziałek prezydent USA po raz pierwszy powiedział, że Waszyngton „będzie zaangażowany” w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. Później sprecyzował, że nie ma co prawda mowy o tym, aby Pentagon wysłał tam amerykańskich żołnierzy, ale Stany Zjednoczone mogłyby wspierać europejską operację z powietrza. 

Europejscy przywódcy chcą teraz kuć żelazo, póki gorące. Sprecyzować zadania każdego spośród około 30 krajów „koalicji chętnych”, kiedy pokój zostanie już zawarty. W tym celu w środę odbyło się spotkanie szefów sztabów wspomnianych państw, w którym Amerykanów reprezentował generał Dan Caine. 

Emmanuel Macron zapowiada, że jeśli Rosja złamie warunki pokoju, zachodnie potęgi będą walczyć

Z tych rozmów wyłania się pomysł znacznie mniejszej niż pierwotnie zakładano, 30-tysięcznej operacji. Brytyjczycy byliby na przykład gotowi wysłać „kilkuset żołnierzy”. Byliby oni zaangażowani w operacje szkoleniowe czy logistyczne z dala od linii rozejmu. Dodatkowo Wielka Brytania byłaby gotowa przyłączyć się do patrolowania ukraińskiej przestrzeni powietrznej i wód przybrzeżnych. O podobnej skali operacji wspomniał także w rozmowie z siecią LCI Emmanuel Macron. Z kolei prezydent Turcji Recep Erdogan zadeklarował udział w operacji morskiej. Po raz pierwszy udziału w misji wojskowej nie wykluczył kanclerz Friedrich Merz. 

Mimo wszystko we wspomnianym wywiadzie Macron podkreślił, że w razie złamania warunków pokoju przez Rosję kraje biorące udział w operacji, a więc także Francja, znalazłyby się w stanie wojny z Rosją. Prezydent tłumaczył, że w grę wchodzi bowiem nie tylko bezpieczeństwo Ukrainy, ale i wolnej Europy. 

Tyle że na razie to wszystko są rozważania teoretyczne. A to dlatego, że wbrew temu, co twierdził Trump, Putin odrzuca możliwość wysłania wojsk państw NATO na Ukrainę. Tak oświadczyła rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa. 

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Szczyt w Białym Domu. Ostatnia nadzieja Ukrainy

Europejska strategia przynosi jednak efekty na innym froncie: zmiany podejścia do sprawy ukraińskiej nie Putina, tylko Trumpa. Po spotkaniu na Alasce 15 sierpnia był on gotowy przyjąć rosyjskie warunki pokoju. Mówił o konieczności „wymiany terytoriów”, czyli zasadniczo oddania przez Ukrainę zachodniej części obwodu donieckiego z niemożliwą póki co do zdobycia przez Rosjan 50-kilometrową linią umocnień. Trump przystał także na postulat Kremla, aby działania wojenne zostały wstrzymane dopiero, kiedy wszystkie warunki pokoju Moskwy zostały by w negocjacjach spełnione.

Mimo wszystko stąd wciąż daleka droga do tego, aby Trump wprowadził w życie groźbę, o której mówił jeszcze tydzień temu: wtórnych sankcji na kraje, które sprowadzają rosyjski gaz i ropę. Rosji kończą się zasoby finansowe, gospodarka balansuje na skraju recesji. Krajowi przestaje starczać na wypłacanie sowitych funduszy dla tych, którzy decydują się pójść na front. Młodzi Rosjanie zaczynają więc otrzymywać wezwania do stawienia się do punktów mobilizacyjnych pod groźbą wysokich kar. A to może radykalnie zmienić podejście społeczeństwa do imperialnych mrzonek Putina. Sankcje Ameryki mogłyby ten proces znacznie przyspieszyć.

Tyle że wprowadzenie 25-procentowych ceł (co daje łącznie z poprzednim 50 proc.) na import do USA produktów z Indii z powodu zakupu przez Delhi rosyjskich nośników energii nie skłoniło premiera Narendry Modiego do wycofania się z tej praktyki. Chiny ostrzegły zaś, że jeśli Waszyngton wprowadzi kolejne cła z powodu importu rosyjskiej ropy i gazu, Pekin odpowie tym samym w stosunku do USA. To byłaby kosztowna wojna handlowa dla Stanów Zjednoczonych, których gospodarka i bez tego rozwija się coraz wolniej. 

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Sojusz Trump-Putin. Do jakich nacisków może się posunąć amerykański prezydent?

Tu nie chodzi o naiwność, ale raczej dobrze przemyślaną taktykę. Od dwóch dni Europejczycy debatują o miejscu, w którym mógłby się odbyć szczyt Wołodymyra Zełenskiego i Władimira Putina. Po rozmowie telefonicznej Donalda Trumpa z Viktorem Orbanem pojawił się na tej liście Budapeszt, choć autorytarny węgierski premier tego nie potwierdził. Kandydaturę Genewy zaproponował Emmanuel Macron i władze Szwajcarii natychmiast to podchwyciły.

Zapewniły nawet, że nie zatrzymają ściganego przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne Putina, skoro przybywałby „z misją pokojową a nie w celach prywatnych”. Podobnie do tego podszedł kanclerz Austrii Christian Stocker. Wysunął on z kolei kandydaturę Wiednia wskazując, że miasto „ma długą tradycję pośredniczenia w rozwiązywaniu konfliktów”. 

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Konflikty zbrojne
Armia Izraela rozpoczęła ofensywę. Rzecznik IDF: Nasze siły kontrolują już obrzeża Gazy
Konflikty zbrojne
Szef MON o incydencie w Osinach: Kolejna prowokacja Federacji Rosyjskiej
Konflikty zbrojne
Niemiecki ekspert: Bez względu na ostateczne porozumienie, Putin poniósł porażkę
Konflikty zbrojne
Szefowie sztabów państw NATO spotkają się w środę. Narada w sprawie Ukrainy
Konflikty zbrojne
Netanjahu pisze do Macrona: Prezydencie Macron, antysemityzm to rak
Reklama
Reklama