W ogóle wszyscy politycy Prawa i Sprawiedliwości powinni podziękować tym kilkunastu osobom, które w ciągu ponad pięciu tygodni wydobyły na światło dzienne najbardziej kłopotliwą twarz obozu rządzącego – pełną pychy, pogardy dla słabszych, arogancji i zwykłego politycznego zacietrzewienia.
Naraz zachwiała się cała narracja o partii, która wprowadziła hasło: „Wystarczy nie kraść", i oto nagle w budżecie znalazły się tiry pełne gotówki, którą rząd ledwie zdąża rozdawać obywatelom, w ogóle nie myśląc o sobie. Protest zaczął się tuż po kryzysie związanym z nagrodami, które ugodziły w wizerunek PiS jako partii przyznającej sobie moralną przewagę nad poprzednikami rządzącymi, według tej narracji, dla własnego zysku, nie zaś dla dobra ogółu. Nastąpił też po tym, gdy premier Morawiecki ogłosił swoją „piątkę", czyli program kolejnych transferów do społeczeństwa – między innymi 300 zł w gotówce na wyprawkę na rozpoczęcie roku szkolnego.
PiS bardzo szybko zorientował się, że protest w Sejmie obnaża hipokryzję obozu władzy. Dlatego potraktował protestujących jako politycznych wrogów. Bardzo pomogli w tym politycy opozycji, którzy nie tylko usiłowali zaprząc uczestników protestu do wojny z rządem – czy jak Lech Wałęsa wprost wezwali do obalenia władzy Jarosława Kaczyńskiego. W ten sposób rodziny osób niepełnosprawnych stały się zakładnikami w politycznej wojnie polsko-polskiej. Jakkolwiek gorzko to brzmi, zrozumieli to również protestujący i najwyraźniej z tego powodu postanowili zakończyć swoją akcję.
Protest ostatnio już właściwie wszystkim przynosił straty. Najwięcej tracił PiS, bo każdy dzień przepychanek pomiędzy strażą marszałkowską a zdesperowanymi rodzicami jak kropla drążąca skałę przyczyniał się do erozji wizerunku obozu władzy, a legendarny już brak wyczucia marszałka Sejmu ośmieszał państwo i jego włodarzy. Ale traciła również opozycja. Hipokryzja działa bowiem w dwie strony: ośmiesza nie tylko rządzące dziś PiS, które cztery lata temu gorąco wspierało rodziny osób niepełnosprawnych, ale też opozycję, która wówczas rządziła i na protestujących ciskała gromy. Podpisywanie paktu na rzecz solidarności społecznej przez polityków PO i PSL, którzy rządzili przez osiem lat i mieli dość czasu na pokazanie swej wrażliwości społecznej, trąciło farsą.
Ale tracili też sami protestujący. W zderzeniu z bezduszną maszynerią kierowaną z gabinetu Marka Kuchcińskiego stawali się coraz bardziej zdesperowani. Widząc, że nie wskórają więcej, postanowili się wycofać.