James Mattis był powszechnie uważany za gwaranta zachowania strategicznych interesów Ameryki w trakcie nieraz chaotycznej prezydentury. W minionym roku to w znacznym stopniu pod jego wpływem Trump zaniechał przynajmniej publicznie podważania sensu istnienia NATO. W podobny sposób czterogwiazdkowy generał dbał o utrzymanie tradycyjnej polityki powstrzymania Chin w oparciu o azjatyckich sojuszników Ameryki.
Czytaj także:
Szef Pentagonu opuszcza Trumpa. Jim Mattis złożył rezygnację
Tego sekretarzowi obrony nie udało się jednak w nie mniej strategicznym regionie: na Bliskim Wschodzie. Aby uzyskać chwilowy sukces, pokazać wyborcom, że dotrzymuje słowa i dać im prezent pod gwiazdką, Trump ogłosił całkowite wycofanie amerykańskich wojsk z Syrii. Jeszcze w czwartek Mattis, już z gotowym podaniem o dymisję, próbował od tego odwieść prezydenta. Bez skutku.
W Syrii amerykańskich żołnierzy jest niewielu - ale nawet symboliczna ich obecność była ważna. Ruch Trumpa wygląda jednak na powtórkę błędu, jaki popełnił w tym regionie Barack Obama opuszczając wielu amerykańskich sojuszników i powstrzymując się od interwencji w syryjskiej wojnie. To zachęciło Rosję do interwencji w Syrii, ale także na Ukrainie. Teraz Kurdowie, podobnie jak demokratyczna opozycja w Syrii i inni alianci Waszyngtonu mogą uznać, że na Ameryce polegać nie można.