Przywódcy najważniejszych krajów poruszają teraz kluczowe międzynarodowe tematy na spotkaniu w japońskiej Osace. Bez nas.
Te najważniejsze kraje (na stałe jest ich dziewiętnaście, dwudziesta jest Unia Europejska) zostały wybrane przede wszystkim zgodnie z wielkością gospodarki. Ale jest jeszcze drugi klucz – dbałość o reprezentację różnych regionów świata. Dzięki temu w G20 są dwa kraje o mniejszej gospodarce niż nasza. To przede wszystkim dużo słabsza pod tym względem RPA, reprezentująca Afrykę. Ale także Argentyna, której nominalne PKB, przynamniej według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego z 2018 rok, jest mniejsze niż podobnie liczone PKB Polski. A trudno tłumaczyć argentyńską obecność dbałością o reprezentację regionów, w tym wypadku Ameryki Południowej – w G20 jest przecież sąsiednia Brazylia.
W tym prestiżowym gronie nie ma natomiast reprezentanta regionu Europy Środkowo-Wschodniej, naturalnym byłaby – Polska. Większość krajów tego regionu należy co prawda do UE, a ta jest silnie reprezentowana i przez przywódców kilku krajów (Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii oraz – jako goście – Hiszpanii i Holandii), i unijnych vipów Jean-Claude'a Junckera oraz Donalda Tuska. Ale przynajmniej w jednej ważnej międzynarodowej kwestii nie reprezentują oni naszego regionu, bo nie traktują poważnie zagrożenia ze strony nowego rosyjskiego imperializmu. A ten - co widać po reakcjach Moskwy na protesty w Gruzji wywołane występem rosyjskiego deputowanego w parlamencie w Tbilisi oraz wystawieniem na wiceprzewodniczącego Zgromadzenia Parlamantarnego Rady Europy posła będącego na czarnej unijnej liście - nabiera wiatru w żagle.
Trudno oczekiwać, by takie państwa, jak Francja, której premier parę dni temu przyjmował uroczyście w swoim rodzinnym mieście szefa rosyjskiego rządu, reprezentowała nasz region w spotkaniu, w którym uczestniczy Władimir Putin.
Obecność Polski na szczycie G20 miałaby teraz nawet większe uzasadnienie niż dekadę temu, gdy lider opozycji Jarosław Kaczyński zarzucał ówczesnemu premierowi Donaldowi Tuskowi, że to jego osobista porażka, iż nie ma nas w tym gronie, mimo że nam się „to po prostu należy”.