Reklama

Haszczyński: Polski nie ma w G20. Czyja to wina?

Przed laty, gdy PiS, był w opozycji, domagał się dla Polski miejsca w Grupie G20. Teraz, gdy rządzi, nie walczy o to, by uczestniczyć w szczytach G20. Choć teraz polska obecność byłaby jeszcze bardziej uzasadniona.

Aktualizacja: 30.06.2019 09:21 Publikacja: 28.06.2019 21:40

Haszczyński: Polski nie ma w G20. Czyja to wina?

Foto: AFP

Przywódcy najważniejszych krajów poruszają teraz kluczowe międzynarodowe tematy na spotkaniu w japońskiej Osace. Bez nas.

Te najważniejsze kraje (na stałe jest ich dziewiętnaście, dwudziesta jest Unia Europejska) zostały wybrane przede wszystkim zgodnie z wielkością gospodarki. Ale jest jeszcze drugi klucz – dbałość o reprezentację różnych regionów świata. Dzięki temu w G20 są dwa kraje o mniejszej gospodarce niż nasza. To przede wszystkim dużo słabsza pod tym względem RPA, reprezentująca Afrykę. Ale także Argentyna, której nominalne PKB, przynamniej według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego z 2018 rok, jest mniejsze niż podobnie liczone PKB Polski. A trudno tłumaczyć argentyńską obecność dbałością o reprezentację regionów, w tym wypadku Ameryki Południowej – w G20 jest przecież sąsiednia Brazylia.

W tym prestiżowym gronie nie ma natomiast reprezentanta regionu Europy Środkowo-Wschodniej, naturalnym byłaby – Polska. Większość krajów tego regionu należy co prawda do UE, a ta jest silnie reprezentowana i przez przywódców kilku krajów (Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii oraz – jako goście – Hiszpanii i Holandii), i unijnych vipów Jean-Claude'a Junckera oraz Donalda Tuska. Ale przynajmniej w jednej ważnej międzynarodowej kwestii nie reprezentują oni naszego regionu, bo nie traktują poważnie zagrożenia ze strony nowego rosyjskiego imperializmu. A ten - co widać po reakcjach Moskwy na protesty w Gruzji wywołane występem rosyjskiego deputowanego w parlamencie w Tbilisi oraz wystawieniem na wiceprzewodniczącego Zgromadzenia Parlamantarnego Rady Europy posła będącego na czarnej unijnej liście - nabiera wiatru w żagle.

Trudno oczekiwać, by takie państwa, jak Francja, której premier parę dni temu przyjmował uroczyście w swoim rodzinnym mieście szefa rosyjskiego rządu, reprezentowała nasz region w spotkaniu, w którym uczestniczy Władimir Putin.

Obecność Polski na szczycie G20 miałaby teraz nawet większe uzasadnienie niż dekadę temu, gdy lider opozycji Jarosław Kaczyński zarzucał ówczesnemu premierowi Donaldowi Tuskowi, że to jego osobista porażka, iż nie ma nas w tym gronie, mimo że nam się „to po prostu należy”.

Reklama
Reklama

Nie ma nas nawet wśród państw, których przywódca jest zapraszany na szczyt jako gość. Do stałej dziewiętnastki dołącza regularnie premier Hiszpanii (która jest 13. gospodarką świata, Polska – 21.), a czasem i premier siedemnastej pod względem PKB Holandii (tak jest teraz w Osace).

Nam i naszemu regionowi też się takie dołączanie należy. Ale woli walki nie widać, nic nie wiadomo, o tym, byśmy o to zabiegali w USA czy u tegorocznego gospodarza Japonii, dla której Polska jest przecież ważnym partnerem.

Przywódcy najważniejszych krajów poruszają teraz kluczowe międzynarodowe tematy na spotkaniu w japońskiej Osace. Bez nas.

Te najważniejsze kraje (na stałe jest ich dziewiętnaście, dwudziesta jest Unia Europejska) zostały wybrane przede wszystkim zgodnie z wielkością gospodarki. Ale jest jeszcze drugi klucz – dbałość o reprezentację różnych regionów świata. Dzięki temu w G20 są dwa kraje o mniejszej gospodarce niż nasza. To przede wszystkim dużo słabsza pod tym względem RPA, reprezentująca Afrykę. Ale także Argentyna, której nominalne PKB, przynamniej według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego z 2018 rok, jest mniejsze niż podobnie liczone PKB Polski. A trudno tłumaczyć argentyńską obecność dbałością o reprezentację regionów, w tym wypadku Ameryki Południowej – w G20 jest przecież sąsiednia Brazylia.

Reklama
Komentarze
Bogusław Chrabota: Szczyt Wołodymyr Zełenski-Władimir Putin w Budapeszcie? Trzeba to zablokować
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Gdy dzieje się historia, rząd i prezydent spierają się o to, kto ma krótsze spodenki
Komentarze
Jacek Czaputowicz: Karol Nawrocki pojedzie do Waszyngtonu jako petent, a nie podmiotowy lider
Komentarze
Estera Flieger: Konflikt Nawrockiego z Tuskiem to ściema. Żaden nie chciał lecieć do USA
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Solidarność jest dłużniczką powstania warszawskiego
Reklama
Reklama