Decyzja o dymisji marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego nie jest zaskoczeniem. Tym, co zaskakuje, jest sposób jej wytłumaczenia Polakom. Zarówno Jarosław Kaczyński, jak i sam Kuchciński podkreślali, że nic złego się nie stało, że przepisy nie zostały złamane. A dymisja jest dowodem na to, że PiS potrafi słuchać opinii publicznej oburzonej lotami. Pojawia się tu jednak zasadnicze pytanie: jeśli wszystko było w porządku, to czym się u licha bulwersowała opinia publiczna? W wystąpieniu Kaczyńskiego było dużo buty i zapewniania o pilnowaniu wysokich standardów w przeciwieństwie do poprzedników. Zabrakło jednak najważniejszego: powiedzenia Polakom „przepraszam".
Za co należałoby przeprosić? Za arogancję marszałka Sejmu i wielu posłów, którzy korzystali z wartego 220 mln zł samolotu jak z taksówki na linii Warszawa–Rzeszów. Za branie na pokład członków rodzin, choć stanowi to wyraźne złamanie instrukcji HEAD, tej, którą przyjął obecny minister obrony narodowej. Za oszczędne gospodarowanie prawdą w tej sprawie – ukrywanie informacji, podawanie fałszywych czy wręcz zwyczajne okłamywanie opinii publicznej.
PiS wpadł w najgorszą z możliwych pułapek – własnego moralizatorstwa. Nieustannie słyszymy z ust polityków partii rządzącej, przede wszystkim od samego Jarosława Kaczyńskiego, że PiS jest obrońcą chrześcijaństwa i tradycyjnych wartości, które są w Polsce atakowane. Ale to właśnie PiS, a szczególnie Kuchciński, okazał się tym, który sprzeniewierzył się takim zasadom, jak prawdomówność, skromność czy zwykła przyzwoitość. Ubieranie się w szaty obrońców moralności w takiej sytuacji trąci niebywałą wprost hipokryzją.
Innym uderzającym aspektem całej sprawy jest to, że PiS potknął się na sprawie lotów najważniejszych osób w państwie, choć właśnie z bezpieczeństwa pasażerów tragicznego lotu 2010 roku uczynił jeden z głównych aktów oskarżenia przeciwko Platformie Obywatelskiej i Donaldowi Tuskowi. Antoni Macierewicz od czterech lat pracuje w pocie czoła, by „wyjaśnić" katastrofę smoleńską, a tymczasem znów się okazało, że przepisy regulujące loty VIP-ów były zupełnie lekceważone – od ignorowania wymaganego prawem zgłaszania zapotrzebowania na lot po zabieranie na pokład osób nieuprawnionych.
Z tego, co usłyszeliśmy na czwartkowej konferencji prezesa PiS, wynikało, że Kuchciński okazał się niemal mesjaszem biorącym na siebie winy poprzedników, którzy nadużywali samolotów. Dziennikarzom rozdano wykaz lotów Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Ale to strategia bardzo ryzykowna z kilku powodów. Po pierwsze, PiS twierdził, że będzie lepszy. Teraz się okazało, że przez cztery lata było tak jak dawniej. Obietnica poprawy złożona za pięć dwunasta – czyli tuż przed kolejnymi wyborami – jest umiarkowanie wiarygodna.