Zaproponowanie przez przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Borysa Budkę scenariusza i warunków przesunięcia wyborów prezydenckich na 16 maja 2021 roku to pierwsza od dłuższego czasu konkretna propozycja ze strony opozycji. Najwyraźniej lider największej partii opozycyjnej stwierdził, że totalna kontestacja rzeczywistości nie zatrzyma lidera PiS, który bez względu na koszty chce przeprowadzić wybory prezydenckie jak najszybciej.
Zarazem jest to próba odzyskania politycznej inicjatywy po fatalnych dla PO ostatnich miesiącach. Nawet najzagorzalsi sympatycy opozycji pogubili się już w deklaracjach Małgorzaty Kidawy-Błońskiej dotyczących bojkotu wyborów, a jej enigmatyczne wpisy na Twitterze sprawy nie rozjaśniały. Kierownictwo Platformy zrozumiało, że stawką w obecnej grze nie są prezydenckie szanse pani wicemarszałek, od początku teoretyczne. Coraz bardziej prawdopodobna sytuacja, w której Kidawa-Błońska nie weszłaby do drugiej tury (lub gdyby drugiej tury nie było wcale), nie tyle oznaczałaby klęskę jej własnych ambicji, ile stawiałaby pod znakiem zapytania rację bytu Platformy jako takiej. Gdyby w wyborach np. Władysław Kosiniak-Kamysz albo ktoś inny przegonił kandydatkę PO, oznaczałoby to, że projekt o nazwie Platforma Obywatelska, zrodzony w efekcie zaskakująco dobrego wyniku wyborczego Andrzeja Olechowskiego dokładnie 20 lat temu, zupełnie się wyczerpał. Byłaby to klęska również samego Borysa Budki, który wszak niedawno przejął władzę w partii, obiecując jej drugą młodość, a nie złożenie do grobu.
Dlatego też przejęcie inicjatywy politycznej było potrzebne zarówno kandydatce, jak i samej partii. Dobrze też, że na stole leży kilka propozycji dotyczących tego, co zrobić z wyborami prezydenckimi. Jest propozycja Jarosława Gowina zmiany konstytucji i przeprowadzenia wyborów w 2022 r. Wcześniej przesunięcie wyborów o rok proponował PSL. Teraz dochodzi pomysł Budki. Dobrze też, że doszło w poniedziałek do spotkania Budki z Gowinem. Powinny istnieć jakieś kanały komunikacji między rządzącymi a opozycją, choć akurat były wicepremier sam jest już bardziej w drodze od koalicji do opozycji niż reprezentuje rządzące PiS. Pytanie, czy te rozmowy nie okażą się wyłącznie teatrem, w którego cieniu partia Jarosława Kaczyńskiego będzie szykować się do wyborów.
Ale to niejedyne ryzyko stojące przed Borysem Budką. Wadą jego pomysłu jest to, że nie ma poparcia pozostałych klubów opozycyjnych. Bez poparcia SLD i PSL moc propozycji samej PO jest znacznie mniejsza.
Co jednak ważniejsze, przewodniczący Platformy wyszedł ze swą propozycją zdecydowanie za późno. Do głosowania zostało (licząc od wtorku) 19 dni. Z każdym dniem jest więc coraz mniej czasu, by zdążyć z jakąkolwiek propozycją dotyczącą wyborów. To nie polepsza i tak trudnej sytuacji organizacyjnej, w jakiej jako państwo się znaleźliśmy. Wyborów już nie organizuje PKW – prezydent podpisał stosowną zmianę. Nie weszła zaś jeszcze w życie ustawa wprowadzająca powszechne głosowanie korespondencyjne – pracuje nad nią Senat. I dopiero po zakończeniu jego prac, po ewentualnym ponownym głosowaniu w Sejmie, gdy pod ustawą podpis złoży prezydent – czyli za ponad dwa tygodnie – będziemy znali stan prawny, według którego będą się miały odbyć wybory 10 maja. Co oznacza, że zgodnie z prawem nie da się ich przeprowadzić.