Jarosław Kaczyński jest jednym z liderów klasyfikacji najmniej lubianych polityków. Jednocześnie prowadzi w rankingu na najlepszego kandydata na premiera. Jest przywódcą zadaniowym, którego ceni się za skuteczność, pracowitość, lecz się go nie lubi. Jednak to, co stanowi o fenomenie Kaczyńskiego, to – niekiedy postrzegana jako mściwość – jego niezwykle silna potrzeba sprawiedliwości. A to jest właśnie źródłem sukcesów PiS.
Studium przypadku Jarosława Kaczyńskiego warto poprowadzić dwutorowo. Brać pod uwagę, jak postrzegają go protagoniści i oponenci. To znane przecież zjawisko, że dla jednych szczodrość jest hojnością, dla innych zaś rozrzutnością.
Jarosław Kaczyński ma wiele cech pozytywnych. W oczach zwolenników wyróżnia się m.in.: „ikrą”, silną potrzebą sprawiedliwości, charyzmą. Te wszystkie cechy występują u niego w natężeniu maksymalnym, więc wzbudzają skrajne emocje. Z tego względu „ikra” jest odbierana przez przeciwników jako „paranoja”, sprawiedliwość jako mściwość, siła i charyzma zaś jako autorytaryzm.
Ludzie z pasją mają prawo wyglądać niechlujnie, mieć okulary z denkami po słoikach, nawet się jąkać. Dla ich zwolenników ważna jest ich muzyka, intrygujące eksperymenty czy pomysły na kierowanie państwem. Jarosław Kaczyński nie ma uroku Davida Beckhama, a nawet Aleksandra Kwaśniewskiego w jego fazie schyłkowej. Jest za to autentyczny. Ta jego szczera abnegacja i żarty z samego siebie mogą wyrównywać straty związane z niezbyt atrakcyjną aparycją. Ale Jarosław Kaczyński nie ma i mieć nie będzie tej broni, którą daje atrakcyjność – po prostu samą swoją obecnością nie naelektryzuje powietrza, jak zdarza się innym politykom. Jednak to nie brak urody jest wyjaśnieniem antypatii, którą czuje część wyborców.
Ważniejsze w wyjaśnianiu rankingów antypatii są cechy osobowe. Jarosław Kaczyński potrafi operować ciętym słowem, w dyskusji ma fenomenalny refleks. To było widać w debacie z Kwaśniewskim. Przeciwnicy stanęli naprzeciw siebie i oddali serię min.