LiD się nie sprawdził. Nie stał się spójnym blokiem politycznym ani nie zaproponował wyrazistego programu. Wyborcy, których w październiku było jeszcze 13 proc., musieli czuć się zdezorientowani, gdy w ważnych głosowaniach na początku kadencji Sejmu LiD wspierał koalicję PO – PSL. Jego opozycyjność jest umiarkowana i dopiero od niedawna próbuje to zmienić, angażując się w batalię o zapłodnienie in vitro, potem punktując rząd w kwestii reformy zdrowia. Ale to za mało, by powstrzymać spadek.

Diagnoza, że oto kończy się czas lewicy postkomunistycznej, może budzić radość na prawicy. Ale może to być radość przedwczesna. A poza tym lewica jest Polsce potrzebna. I ta obecna – Wojciecha Olejniczaka, i ta poza Sejmem, budowana przez Sławomira Sierakowskiego.

Podział sceny politycznej na zwalczające się obozy PiS i PO, między którymi nie ma poważnych różnic programowych, a które toczą bój, by zaspokoić ambicje swoich liderów, jest sztuczny. Silna lewica tę sztuczność mogłaby przełamać. Niestety, nic nie wskazuje, by w bliskiej przyszłości tak się stało.