Muszę przyznać, że ta ostatnia myśl sprawiła, iż trochę się rozmarzyłem... hm, gdyby ktoś tak porwał Leppera dla okupu… Na pewno ten okup, który musiałby nam zapłacić, żebyśmy zechcieli byłego wicepremiera wziąć z powrotem, musiałby być nielichy. Co najmniej tyle, ile trzeba na spłacenie wszystkich długów służby zdrowia.
Cóż, Lepper sygnalizuje ważki problem. Co ma robić? Blokad już nie zorganizuje, bo nikt na jego wezwania nie odpowie. A gdyby spróbował się pojawić na jakiejś blokadzie, którą, być może, niebawem rolnicy spontanicznie postawią, to wedle mojego rozeznania chłopskich nastrojów, przechrzczono by go tam widłami. Więc co?
Jeśli ktoś przywykł brylować w mediach, jeździć w asyście kilku limuzyn z ochroniarzami, nurzać się w zbożu pod czujnymi ślepiami kamer, to pozbawić go tego wszystkiego tak z dnia na dzień, li tylko dlatego, że znudził się wyborcom, jest, przyznajmy to, niehumanitarne. Myślę, że obecni posłowie uświadomią sobie, że z nimi też może być kiedyś podobnie. Że przejmą się smutnym losem ich byłego kolegi, i niezwłocznie przyjmą jakąś ustawę, nakazującą mediom tzw. publicznym poświęcanie „byłym” odpowiedniej uwagi, wedle skodyfikowanego parytetu – tyle a tyle minut dla byłego ministra, a tyle dla prostego posła.
Mówiąc zupełnie poważnie – dlaczego nie? Wybieramy posłów na określoną kadencję, a tymczasem oni na okoliczność przegrania wyborów przyznali sobie odprawy, jak gdyby byli pracownikami zatrudnionymi na czas nieokreślony. Parytet w telewizji byłby równie uzasadniony.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/02/21/pamietajcie-o-lepperze/]Skomentuj na blogu[/mail][/ramka]