Byliśmy wtedy jej słowami oburzeni. W 1986 roku w liceum ogólnokształcącym w centrum Warszawy, wszyscy doskonale znaliśmy prawdę o zbrodni katyńskiej. Od rodziców, od kolegów, z wydawnictw drugiego obiegu. Mało tego - wszyscy, bez względu na to, do klasy o jakim profilu chodziliśmy, interesowaliśmy się historią na tyle, że byliśmy odporni na komunistyczną propagandę, choć w oficjalnych podręcznikach, opracowaniach i mediach trudno było znaleźć o Katyniu choć słowo prawdy, a i datę sowieckiej agresji często wstydliwie pomijano.

Dziś ludzie, którzy edukację kończyli w PRL mają ponad 40 lat. Właściwie łatwo byłoby to wyjaśnić, gdybyśmy nie wiedzieli, co się wydarzyło 17 września 1939. Jednak z badań “Rzeczpospolitej” wynika, że właśnie starsze pokolenie nie ma problemu z rozszyfrowaniem tej daty. Inaczej niż młodzi, 18-29-latkowie - wykształceni w wolnej Polsce, bez cenzury i fałszowania historii. Tylko 38 proc. z nich wie, kiedy Sowieci napadli na Polskę!

Czytając wyniki tych badań pomyślałem przez moment, że w pewnym sensie to dwudziestolecie wolnej Polski zmarnowaliśmy. Że wykształciliśmy może świetnych menedżerów, piarowców, inżynierów i prawników. Ale wciąż “wybierając przyszłość” i pudrując historię na potrzeby codziennej polityki, czasów pokoju i pojednania, nie powiedzieliśmy naszym dzieciom, wnukom, młodszemu rodzeństwu całej przykrej prawdy o przeszłości. Jak to możliwe, że rocznica Powstania Warszawskiego była obchodzona tak niezwykle uroczyście dopiero w 2004 roku? Dlaczego film o Katyniu powstał dopiero w 2007 roku, w 18 lat po odzyskaniu niepodległości?

Niemal dwie trzecie młodych ludzi nie wie, co wydarzyło się 17 września 1939. Jak w takim razie możemy dziś wytłumaczyć im, co stało się przed niewiele ponad miesiąc temu w Gruzji?

A powinniśmy, bo za parę lat to oni będą rządzić Polską.