Dobrze, że gazeta wydrukowała wyraźne i wyczerpujące sprostowanie. Teraz nasi koledzy z "Die Welt" powinni sobie tylko odpowiedzieć na pytanie, dlaczego autorka, osoba urodzona w roku 1970, umieściła w swoim tekście tak bolesne dla Polaków określenie. I jak mogło się ono przedrzeć przez kolejne etapy redagowania artykułu.
Na szczęście słowa szefa dziennika Thomasa Schmida, że sformułowanie o "polskich obozach" "szkaluje Polskę i nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną", zamykają sprawę.
Przy tej okazji powrócił problem, jak polskie MSZ powinno reagować na podobne przypadki. Dobrze się stało, że wiceminister spraw zagranicznych przypomniał pomysł, aby państwo polskie wytaczało mediom powtarzającym obraźliwe sformułowanie procesy sądowe. Być może głośne procesy w takich przypadkach wyczuliłyby zagraniczne media, że owo sformułowanie Polaków oburza.
"Rzeczpospolita" już w 2005 r. zainicjowała akcję piętnowania przypadków używania w mediach określenia o polskich obozach koncentracyjnych. Walka z tym oszczerczym sformułowaniem powinna spoczywać w największej mierze na polskich placówkach dyplomatycznych na całym świecie. Sukces tej akcji będzie zależał od naszej konsekwencji, uporu i systematyczności. To operacja na wiele, wiele lat.
I jeszcze jedno. Pod informacjami na temat niestosownego sformułowania dziennika "Die Welt" na polskich portalach internetowych pojawiły się wpisy bagatelizujące sprawę lub narzekające na przesadne wyczulenie historyczne Polaków.