Żart dotyczył oczywiście możliwości załatwienia śniegu, bo Rosół mówił prawdę o budowie wyciągu Sobiesiaka w Zieleńcu, na którego potrzeby bez odpowiednich pozwoleń i z naruszeniem prawa wycięto pół hektara lasu. Dowodzi tego najnowszy raport NIK.
Kontrolerzy potwierdzili wszystko, o czym pisała "Rzeczpospolita": że inwestycja Ryszarda Sobiesiaka mogła liczyć na niezwykłą przychylność urzędników i leśników. Przedsiębiorca rozpoczął wycinkę lasu, zanim wystąpił o zgodę na jej wykonanie, a lasy nie powiadomiły o tym organów ścigania. Jak zauważa NIK, dzięki zabiegom przedsiębiorca zaczął liczyć zyski z inwestycji pół roku wcześniej, niż gdyby normalnym trybem starał się o pozwolenia.
Polscy przedsiębiorcy są krępowani zbyt dużą liczbą przepisów i trzeba im ulżyć. Ale wszystkim, nie zaś akurat tylko temu jednemu, który był znajomym wpływowych polityków Platformy. Jak wylicza NIK, w tym samym czasie, gdy na Sobiesiaka nałożono 300 tys. zł kary, na kogo innego za uchybienie Lasy Państwowe nałożyły opłatę 3,5 mln zł.
Afera wyciągowa – jak już dzisiaj wiemy – była tylko początkiem afery hazardowej. Obserwując sposób działania dolnośląskiego biznesmena, CBA wpadło na ślad zażyłych kontaktów, jakie utrzymywał on między innymi z ówczesnym szefem Klubu PO Zbigniewem Chlebowskim, ówczesnym ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim czy jego asystentem Marcinem Rosołem.
Sprawą wycinki lasu i wyciągów budowanych przez Sobiesiaka usiłowali się zainteresować posłowie opozycji w komisji śledczej. Jednak koalicyjna większość odrzuciła ich wnioski, przekonując, że nie ma to nic wspólnego ze sprawą, którą się zajmują. Padały też argumenty, że komisji nic do prywatnej inwestycji.