Jest też sygnałem, że Mińsk rzeczywiście chce poprawy stosunków z naszym krajem.
Pytany niedawno przez polskich dziennikarzy, kiedy nastąpi ratyfikacja tej dawno już podpisanej umowy, prezydent Aleksander Łukaszenko przekonywał: "Szczerze mówiąc, nie wiem, ale sprawdzę. W najbliższym czasie to będzie rozpatrywane w parlamencie i nie sądzę, by były jakiekolwiek problemy".
Choć ta umowa jest korzystna przede wszystkim dla strony białoruskiej, jej zawarcia chciała przede wszystkim Warszawa. Bo jeśli pragniemy przekonać Białorusinów do zwrócenia się ku Europie, powinniśmy umożliwić im podróżowanie do Europy. A cena 60 euro za wizę schengeńską jest dla większości naszych sąsiadów ze Wschodu po prostu zaporowa.
Niektórzy białoruscy opozycyjni politycy i niezależni eksperci przekonywali, że sprawa umowy o małym ruchu granicznym jest jedną z tych, które Łukaszenko i jego współpracownicy wykorzystują w rozmowach z Polską. Będzie polskie uznanie grudniowych wyborów parlamentarnych, będzie większe otwarcie na oficjalny Mińsk, będzie wsparcie gospodarcze wobec konfliktu z Rosją – to nastąpi ratyfikacja umowy granicznej, może też umożliwiona zostanie legalna działalność Związku Polaków na Białorusi kierowanego dziś przez Anżelikę Orechwo.
Do wyborów jeszcze ponad miesiąc, trudno też sądzić, by ktokolwiek dawał Łukaszence jakiekolwiek zapewnienia co do ich uznania. A już wiemy, że mały ruch graniczny zostanie wprowadzony, choć to potrwa – trzeba uruchomić punkty składania wniosków o przepustki (w strefie ok. 30 km po obu stronach granicy), jakiś czas zajmie przygotowanie wytwarzania tych przepustek.