Marek Magierowski o interwencji w Libii

W 1953 roku Amerykanie na spółkę z Brytyjczykami obalili premiera Iranu Mohammada Mossadegha, gdy ten postanowił upaństwowić Anglo-Irańską Kompanię Naftową (poprzedniczkę dzisiejszej BP)

Publikacja: 20.03.2011 18:59

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Trzy lata później Brytyjczycy, Francuzi oraz Izraelczycy dokonali inwazji na Egipt, kiedy ówczesny prezydent tego kraju Gamel Abdel Nasser znacjonalizował Kanał Sueski. Obie te interwencje są do dziś traktowane w świecie muzułmańskim symbolicznie: jako dowód na to, iż Zachód zawsze gotów jest do najbardziej brutalnych działań, łącznie z militarnymi, by chronić gospodarcze interesy w swoich byłych imperialnych posiadłościach.

Dziś, w obliczu deszczu tomahawków wystrzeliwanych z amerykańskich okrętów i z francuskimi myśliwcami nad głową, przywódca Libii Muammar Kaddafi mówi o "nowej krucjacie" i "kolonialnych agresorach", próbując obudzić antyzachodnie resentymenty tkwiące głęboko w umysłach mieszkańców północnej Afryki i Bliskiego Wschodu. Dyktator jest jednak osamotniony. Atak na Libię poparła Liga Arabska, w pierwszej fazie "Świtu odysei" wzięły udział siły Kataru, a Egipt nieoficjalnie zaopatruje w broń libijskich rebeliantów. Nikt nie ma zamiaru stawać w obronie "wściekłego psa z Trypolisu".

Ta wojna przypomina najbardziej "Pustynną burzę", operację wyzwalania Kuwejtu spod okupacji irackiej w 1991 roku. Zaaprobowaną przez Radę Bezpieczeństwa ONZ i przeprowadzoną przy współudziale aż 29 państw (w tym Egiptu, Maroka, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a nawet Syrii, która wystawiła do boju ogromną liczbę ponad  14 tysięcy żołnierzy).

"Świt odysei" odpowiada  w dużej mierze definicji wojny sprawiedliwej, o której mówili Cycero, św. Tomasz z Akwinu,  a także rektor Akademii Krakowskiej Stanisław ze Skarbimierza w swoim słynnym kazaniu "De bellis iustis" sprzed 600 lat. Odnosił się wtedy do konfliktu Polski z zakonem krzyżackim i wzbudził kontrowersje, gdyż usprawiedliwiał zawieranie sojuszy z ludami pogańskimi. Dzisiaj muzułmanie sprzymierzają się z niewiernym Zachodem, by obalić niebezpiecznego szaleńca. Libijscy powstańcy wiwatujący na cześć francuskich samolotów, bombardujących bądź co bądź ich ojczyznę, to jednak widok dość niezwykły.

Społeczność międzynarodowa długo zwlekała z podjęciem decyzji, jednak perspektywa ponurej powtórki z historii zadziałała mobilizująco. W ostatnich tygodniach widmo drugiej Srebrenicy nieustannie towarzyszyło deliberacjom polityków na temat sytuacji w Libii. Lecz nie tylko: prezydent Francji i premier Wielkiej Brytanii, dwaj liderzy, którzy najbardziej nalegali na akcję zbrojną, próbują zapewne zmyć winy swych państw z przeszłości.

Brytyjczycy, w zamian za kontrakty naftowe, półtora roku temu (jeszcze za czasów Gordona Browna) wypuścili z więzienia terrorystę odpowiedzialnego za krwawy zamach nad Lockerbie. Z kolei francuski rząd przez wiele lat utrzymywał znakomite stosunki z dyktatorem sąsiedniej Tunezji, przez co Nicolas Sarkozy naraził się na ostrą krytykę. Ponadto wojna z Kaddafim to szansa na zbudowanie wizerunku silnego przywódcy, co dla Camerona i Sarkozy'ego, tracących od miesięcy poparcie wśród wyborców, jest szczególnie ważne.

W "Świt odysei" zaangażowało się dotąd kilka krajów, wysyłając swoje samoloty, okręty lub udostępniając wojskowe bazy. Wprawdzie operacja nie jest oficjalnie prowadzona przez sojusz północnoatlantycki, lecz na naszych oczach rodzi się koncepcja "NATO dwóch prędkości". Niemcy, kraj o ogromnym potencjale militarnym i wielkich geopolitycznych ambicjach, nie poparły rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie strefy zakazu lotów nad Libią i nie będą uczestniczyć w konflikcie. Także Polska zachowała daleko idącą wstrzemięźliwość, a Donald Tusk uznał, że nie zaszły "nadzwyczajne okoliczności, bezpośrednio lub pośrednio związane z naszym  bezpieczeństwem lub sytuacją, która wymaga solidarności całego NATO".

Trudno domagać się wysyłania nad Trypolis polskich F-16, można sobie jednak wyobrazić wiele innych form militarnego udziału w tej akcji. Poza tym diagnoza premiera wydaje się błędna: usunięcie tyrana zagrażającego bezpieczeństwu całego basenu Morza Śródziemnego, człowieka, który w przeszłości sponsorował akty terroru na terytorium Europy, jak najbardziej leży w interesie i NATO, i Unii Europejskiej. Polska nie powinna pozostawać na uboczu, gdy Zachód walczy w słusznej sprawie.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka