Trzy lata później Brytyjczycy, Francuzi oraz Izraelczycy dokonali inwazji na Egipt, kiedy ówczesny prezydent tego kraju Gamel Abdel Nasser znacjonalizował Kanał Sueski. Obie te interwencje są do dziś traktowane w świecie muzułmańskim symbolicznie: jako dowód na to, iż Zachód zawsze gotów jest do najbardziej brutalnych działań, łącznie z militarnymi, by chronić gospodarcze interesy w swoich byłych imperialnych posiadłościach.
Dziś, w obliczu deszczu tomahawków wystrzeliwanych z amerykańskich okrętów i z francuskimi myśliwcami nad głową, przywódca Libii Muammar Kaddafi mówi o "nowej krucjacie" i "kolonialnych agresorach", próbując obudzić antyzachodnie resentymenty tkwiące głęboko w umysłach mieszkańców północnej Afryki i Bliskiego Wschodu. Dyktator jest jednak osamotniony. Atak na Libię poparła Liga Arabska, w pierwszej fazie "Świtu odysei" wzięły udział siły Kataru, a Egipt nieoficjalnie zaopatruje w broń libijskich rebeliantów. Nikt nie ma zamiaru stawać w obronie "wściekłego psa z Trypolisu".
Ta wojna przypomina najbardziej "Pustynną burzę", operację wyzwalania Kuwejtu spod okupacji irackiej w 1991 roku. Zaaprobowaną przez Radę Bezpieczeństwa ONZ i przeprowadzoną przy współudziale aż 29 państw (w tym Egiptu, Maroka, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a nawet Syrii, która wystawiła do boju ogromną liczbę ponad 14 tysięcy żołnierzy).
"Świt odysei" odpowiada w dużej mierze definicji wojny sprawiedliwej, o której mówili Cycero, św. Tomasz z Akwinu, a także rektor Akademii Krakowskiej Stanisław ze Skarbimierza w swoim słynnym kazaniu "De bellis iustis" sprzed 600 lat. Odnosił się wtedy do konfliktu Polski z zakonem krzyżackim i wzbudził kontrowersje, gdyż usprawiedliwiał zawieranie sojuszy z ludami pogańskimi. Dzisiaj muzułmanie sprzymierzają się z niewiernym Zachodem, by obalić niebezpiecznego szaleńca. Libijscy powstańcy wiwatujący na cześć francuskich samolotów, bombardujących bądź co bądź ich ojczyznę, to jednak widok dość niezwykły.
Społeczność międzynarodowa długo zwlekała z podjęciem decyzji, jednak perspektywa ponurej powtórki z historii zadziałała mobilizująco. W ostatnich tygodniach widmo drugiej Srebrenicy nieustannie towarzyszyło deliberacjom polityków na temat sytuacji w Libii. Lecz nie tylko: prezydent Francji i premier Wielkiej Brytanii, dwaj liderzy, którzy najbardziej nalegali na akcję zbrojną, próbują zapewne zmyć winy swych państw z przeszłości.