Młodzi emigranci stali się nie tylko źródłem dochodu wielu rodzin, które zostały w kraju, lecz również wyzwaniem dla polityków. Zarówno w 2007, jak i 2010 roku politycy, zwłaszcza Platformy Obywatelskiej, usilnie zabiegali o poparcie szczególnie młodych ludzi, którzy wyjechali na Wyspy. Obiecywali (by przypomnieć choćby reklamówkę wyborczą PO), że jak wygrają wybory, to emigranci będą mogli wrócić do kraju. Gdy zaczął się kryzys, sytuacja Polaków na angielskim – a jeszcze bardziej na irlandzkim – rynku pracy zaczęła się radykalnie pogarszać. Ale okazało się, że nasi rodacy nie mają dokąd uciekać przed kryzysem.

Opisywany dziś przez „Rzeczpospolitą" wzrost liczby bankructw Polaków w Wielkiej Brytanii najlepiej pokazuje dramatyczne losy polskich emigrantów. Większość z nich wpadła w kredytową pułapkę, gdyż na Wyspach bez problemów zaciągali pożyczki. Niedostateczna znajomość języka angielskiego potęgowała ich kłopoty, bo nie byli w stanie poradzić sobie ze spłatą zobowiązań.

Już za kilka dni dla Polaków otwiera się wielki niemiecki rynek pracy i zapewne tam na naszych rodaków czekają podobne wyzwania. Na razie Niemcy czekają na pracowników z Polski. Czy jednak za kilka lat, gdy koniunktura się u nich nagle pogorszy, nie będą nas mieli – podobnie jak dziś Brytyjczycy – serdecznie dość? Warto już dziś zastanowić się, co zrobimy, gdy polscy emigranci zechcą jednak do kraju wrócić, uciekając na przykład przed długami. Czy wtedy będziemy im mieli coś do zaoferowania? Dziś rządzący nie mają dla nich zbyt wielu propozycji, a bezrobocie wśród młodych i wykształconych ludzi jest coraz wyższe.