Reklama

„Słabe chrześcijaństwo” Vattimo to forma autoterapii

Wśród wielu sław, jakie zaszczyciły swą obecnością wrocławski Kongres Kultury, znalazł się Gianni Vattimo.

Publikacja: 07.10.2011 20:00

Niemal w tym samym czasie „Krytyka Polityczna" postanowiła wydać jego biografię, z której dowiedziałem się, że jest on jedną z największych gwiazd europejskiej filozofii. Dzięki temu wiem już, jak trzeba myśleć, by zdobyć popularność, uznanie i rozgłos.

Już sam tytuł „Nie być Bogiem" wskazuje, że chodzi tu o myśliciela nietuzinkowego, śmiało mierzącego się z wyzwaniami współczesności. Doprawdy, rezygnacja z boskości to jest dopiero wyrzeczenie. Ale co ona oznacza? Wydaje się, że po pierwsze rozstanie się ze wszystkim co wyraźne, co zmusza do samookreślenia, co każe przyjąć na siebie odpowiedzialność za określone poglądy, historię, tożsamość. „Słabe myślenie", „słabe chrześcijaństwo" – to hasła klucze tak do zrozumienia samego Vattimo, jak i, mniemam, jego sukcesu. „Słabe myślenie" to inaczej myślenie bez jasnych podziałów na przedmiot i podmiot, bez konieczności, bez słuszności, bez prawdy, która by się miała narzucać. Liczyć się ma w nim tylko miłosierdzie i solidarność.

 

Tym samym Vattimo może być zarazem katolikiem, maoistą, socjalistą, postmodernistą i chrześcijaninem. Sekularyzacja i upadek wpływów Kościoła stają się czymś pozytywnym. Autentyczne chrześcijaństwo nie uznaje w Bogu Sędziego i samoistniejącej Osoby, jest antykościelne, jest „myśleniem nowoczesno-liberalno-socjalistyczno-demokratycznym ciśniętym w twarz papieżom i kardynałom". Prawdziwi chrześcijanie to nihiliści. „O chrześcijaństwie myślę jako o samoznoszącej się religii, podważającej swoje własne dogmaty. A więc, jeśli Bóg zechce, jest dla mnie religią niereligią".

Im więcej czytam takich fraz, tym większą mam pewność, że całe to rozumowanie jest tylko przykrywką, maską. Zręczną dialektyczną metodą ucieczki przed samooskarżeniem i winą. Gigantyczną fasadą, która ma stanowić schronienie przed własną słabością. Vattimo pisze, że mimo katolickiego wychowania „nie był w stanie zaakceptować idei niezmiennego porządku naturalnego, z którego, poza wszystkim innym musiałby się okazać wyłączonym". Być może to najbardziej szczere i najważniejsze twierdzenie tej książki. To właśnie chwila, w której wyraźnie widać, że zakwestionowanie naturalnego ładu nie jest postawą teoretyczną, nie jest skutkiem racjonalnego namysłu, ale wynika z homoseksualizmu autora. Skoro w  porządku naturalnym dla homoseksualnej miłości nie ma miejsca, to należy ów porządek obalić. „Słabe chrześcijaństwo" jawi się wówczas jako forma autoterapii. Podobnie jak tęsknota za rewolucją. Każda, choćby maoistowska, okazuje się lepsza niż przeklęty naturalny porządek.

Reklama
Reklama

Nie jest to znowu niczym nadzwyczajnym; tym, co musi uderzać, to to, że ów resentyment stał się dla wielu podstawą nowej moralności. I że zdaje się odnosić historyczne zwycięstwo nad tradycyjnym chrześcijaństwem.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie ma wpływu bez poświęceń. Ukraina, wojna i złudzenie uczestnictwa
Materiał Promocyjny
Kameralna. Niska zabudowa, wysoki standard myślenia o przestrzeni
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Dlaczego Polska nie siedzi przy stole rozmów pokojowych? Powodów jest kilka
Komentarze
Bogusław Chrabota: Przed nami rozwód Ameryki z Unią Europejską
Komentarze
Ćwiek-Świdecka: Lepsza łata niż reforma. Kto odważy się naprawić polską ochronę zdrowia?
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Komentarze
Jacek Cieślak: Wiedeński konkurs Eurowizji już stał się areną wojny o Gazę
Materiał Promocyjny
Nadciąga wielka zmiana dla branży tekstylnej. Dla rynku to też szansa
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama