Czy Wałęsa, gdy reagował tymi słowami na sformułowaną przez Czarneckiego polityczną krytykę nie pamiętał, że jego adwersarz, który urodził się w Anglii jako dziecko polskich emigrantów wrócił również jeszcze jako dziecko do kraju, a potem przez całe lata 80 był działaczem głębokiego podziemia antykomunistycznego? Nie wiem, ale dopuszczam myśl, że naprawdę nie pamiętał.

Czy jednak fakt, że potem b.prezydent nie przeprosił, tylko zaczął tłumaczyć, iż chodziło mu o to, że najciężej walczyło się o Polskę w latach 60, gdy Czarnecki był zbyt młody, by w walce uczestniczyć, normalny człowiek może potraktować inaczej niż jako żenujący wykręt? Moim zdaniem – nie może.

Czy wobec tego wyrok sądu okręgowego w Gdańsku, który przyjął to tłumaczenie Wałęsy za dobrą monetę, nie jest kolejnym przykładem tego, że były prezydent ma w Polsce zupełnie specjalne prawa, i że de facto został postawiony ponad prawem?

Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie niestety oczywista. Tak samo jak refleksja, iż dla postaci, wykreowanych przez establishment na bożki III RP, wyrok gdańskiego sądu oznacza pokusę, by świadomie mówić nieprawdę. Zwłaszcza jeśli ta nieprawda będzie godzić w postaci, przez ten establishment nielubiane. Bo prawdopodobieństwo, iż w takiej sytuacji mówiący nieprawdę nie będą bezkarni, jest niestety niewielkie.