Nie mam zamiaru windować na piedestał posła PiS, którego stylu i poczucia humoru, ujmując rzecz eufemistycznie, nie oceniam wysoko. Tym niemniej Suskiego bronić trzeba, bo pani rzecznik w swoim wystąpieniu przekracza kolejne granice ideologicznego zacietrzewienia i stwarza precedensy bardzo niebezpieczne na przyszłość.
W piśmie do komisji etyki Kozłowska-Rajewicz (nie osoba prywatna, tylko wysoki urzędnik rządowy!) używa bowiem pojęć z arsenału radykalnej lewicy kulturowej, charakterystycznych dotąd tylko dla tego elementu ideowego spektrum. Twierdzi bowiem, iż Suski używa tzw. "mowy nienawiści". Jest to fraza nacechowana, używana przez lewicowych inżynierów społecznych do piętnowania tych, którzy ośmielą się powiedzieć cokolwiek krytycznego pod adresem lansowanych przez tych inżynierów grup społecznych. Podkreślmy - tych, którzy ośmielą się pod adresem tych grup powiedzieć cokolwiek krytycznego, a nie tylko ordynarnego.
Gdyby pani rzecznik zarzuciła Suskiemu ordynarność (chodzi o wypowiedź, sugerująca podobieństwo homoseksualizmu i zoofilii) - zapewne milczałbym. Jeśli jednak pada określenie "mowa nienawiści", to już sam ten fakt powoduje, że Suskiego trzeba bronić. Bo jeśli zgodzimy się na to, aby polskie państwo używało takiego języka, to za moment jako mowę nienawiści p. Rajewicz określi każdą wypowiedź, sugerującą np. że wychowanie dziecka w jednopłciowym związku może być dla nie go krzywdzące. Dokładnie tego chcą lewicowi inżynierowie, do których, jak widać, p. Rajewicz blisko.
Użycie przez wysokiego urzędnika państwa polskiego zwrotu "mowa nienawiści" byłoby zresztą problemem nawet gdyby była to wypowiedź abstrakcyjna, nikogo konkretnie nie atakująca. Bo - powtórzmy - jest to pojęcie z arsenału jednej z radykalnych stron wojny kulturowej, i jego użycie samo w sobie dowodzi, że urzędnik ów nie tylko nie jest bezstronny w tej wojnie, ale chce zaangażować w niej instytucje państwa. Wyobraźmy sobie, jak zareagowałaby druga strona sporu, gdyby jakiś minister użył w oficjalnym dokumencie np.określenia "cywilizacja śmierci", pochodzącego z kolei z języka przeciwnej, katolickiej strony sporu? Czy nie padłyby żądania dymisji?
Pani Rajewicz nie ogranicza się do potępienia Suskiego za rzekomo "nienawistne" słowa o zoofilii. Chce karać posła również za sławetny zwrot o "murzynku". A to dlatego, że - uwaga! - według p. rzecznik "użyte w tej wypowiedzi słowo "murzyn" stanowi pejoratywne określenie, naruszając godność oraz stanowiące publicznie wyrażoną dyskryminację, u której podstaw leży inny, niż biały kolor skóry".