Ale tej ustawie sprzyja „duch dziejów".
Skąd podziały i wątpliwości, także wśród śląskich posłów? Biorą się z pytania, czy rzeczywistość można zmieniać decyzją polityczną. Do tej pory przeważał pogląd, że gwara to nie oddzielny język, a „śląska godka" jest gwarą. Dla rozwiania tych wątpliwości stworzono właśnie nową kategorię: języków regionalnych. Konia mianuje się wołem, tyle że wołem tytularnym.
To nie jest spór tylko o słowa. Trudno mieć pretensję o to, że chce się wspierać regionalizmy, lokalną tradycję i kulturę. Choć można by to pewnie robić bez mianowania konia wołem. Kaszubski jest wszakże uznany za język regionalny (jest zresztą naprawdę językiem) i nie ma na tym tle zadrażnień. Dlaczego ze Śląskiem jest inaczej?
Dlatego że towarzyszy temu promowanie prężnej, politycznej organizacji – Ruchu Autonomii Śląska – która stawia sobie za cel rozluźnienie związków tego regionu z resztą Polski. Rządząca PO podzieliła się z tą organizacją władzą nad województwem śląskim. Oddała jej kontrolę nad sprawami edukacji i kultury. To daje możliwość osłabiania polskich sentymentów.
Czy w takiej sytuacji na przykład dwujęzyczne tablice z nazwami (skądinąd prawie takimi samymi jak polskie) nie wywołają w mieszkańcach Śląska poczucia, że obecność polskiego państwa na tych obszarach jest rzeczą po pierwsze narzuconą, po drugie iluzoryczną?