Dla katyńskich rodzin to niewątpliwie ulga z powodu zakończenia wieloletniej udręki, którą było dochodzenie prawdy i fundamentalnych praw.

Zaskakuje jednak łagodny język sędziów Trybunału pośrednio godzących się z rosyjska obstrukcją, nie dostarczaniem dokumentów, zacieraniem prawdy. Z odstąpienia od oceny prowadzonego i umorzonego przez władze rosyjskie śledztwa Rosjanie mogą wyciągnąć wniosek, że opłaca się kręcić, mataczyć, mylić trop.

Śledztwo katyńskie, które dla nas jest hołdem i powinnością względem pomordowanych, w Rosji mogłoby być świadectwem o szczególnym znaczeniu dla przyszłości tego narodu. Kolejne pokolenia wychowane w głębokim przekonaniu o sprawiedliwej ojczyźnianej wojnie wreszcie mogłyby się dowiedzieć o czysto bandyckim charakterze państwa komunistycznego, terroryzującego pół świata ręka w rękę z faszystowskimi Niemcami. Werdykt miał szanse być pierwszym z serii nie mniej istotnych osądów, na jakie czekają niezliczone zbrodnie popełniane na cywilnych mieszkańcach wschodniej Polski, na Ukraińcach, Tatarach, Żydach, Ormianach, Tadżykach, Uzbekach.

W pół drogi ten proces zatrzymuje fakt, iż wczoraj w Strasburgu nie padło słowo ludobójstwo i nie pojawiło się żądanie wznowienia śledztwa. Rosyjskim przywódcom, będącym w rzeczywistości kontynuatorami tradycji sowieckich satrapów daje to pole manewru do dalszych uników i zacierania prawdziwej historii, a także swojego politycznego rodowodu. Co gorsza, wyrok sprzyja atmosferze moralnego relatywizmu, w której toną wszystkie te dziwne wojny - w Gruzji czy Czeczenii - które Rosja prowadzi do dziś.