Co więcej, jest on według odkrywców z ul. Czerskiej bardzo niski i tylko nieuczciwość oraz pazerność właścicieli firm powoduje, że nie jest opłacany. Obydwie tezy nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością. Co więcej, autorzy tekstu popełniają kardynalne, merytoryczne błędy (mam nadzieję, że nie manipulują), by udowodnić swoje wątpliwe tezy.
Zacznijmy od końca. Omawiając koszty pracy w Polsce, „GW" powołuje się na coroczny raport OECD. Wynika z niego, że w naszym kraju koszty pracy wynoszą blisko 35 proc. Stąd wniosek - „pracodawca z każdych 100 zł przeznaczonych na zatrudnienie pracownika (...) potrąca składki i podatki 34,3 zł". Niemcy, gdzie koszty pracy wynoszą prawie 50 proc. - płacą według „Wyborczej": - z każdych 100 euro netto dodatkowe 50.
To oczywista nieprawda. Autorzy nie potrafią poprawnie odczytać danych OECD. Wskaźnik 50 proc. nie oznacza, że ze 100 euro budżet zabiera 50 euro, ale że do 100 euro netto wypłaconych pracownikowi trzeba zapłacić dodatkowe 100 euro w formie publicznych danin. W Polsce na każde 100 zł netto dodatkowo około 55 zł, a nie, jak twierdzi „Wyborcza", niespełna 35 zł. Aby się o tym przekonać, wystarczy otworzyć pierwszy z brzegu kalkulator płac.
Porównywanie pod względem wysokości obciążeń Polski do Niemiec czy innych krajów bogatego Zachodu też wymaga refleksji, a nie banalnych zestawień statystycznych. Po pierwsze, z naszych pensji płacimy niewiele mniej. Po drugie, przeciętny Niemiec zarabia trzy razy więcej niż Polak, a ceny w sklepach obu krajów są zbliżone. Siła nabywcza tego, co zostaje Niemcowi, jest więc nieporównywalna. Po trzecie, państwo oferuje naszym zachodnim sąsiadom zdecydowanie więcej niż nam. „Wyborcza", pisząc o rzekomo niskich narzutach na pracę, zapomina, że ogromnie ważne jest też to, co dostajemy w zamian za nasz wkład. W Polsce płacimy dużo, a to, co oferuje nam państwo, jest na opłakanym poziomie. Kraje bogatsze od nas, np. USA, Australia czy Wielka Brytania, są mniej pazerne, a oferują swoim obywatelom więcej.
„GW" winą za unikanie składek obciąża wyłącznie pracodawców. Rzeczywiście, często to oni „proponują" pracownikom samozatrudnienie czy umowę o dzieło, chcąc uniknąć ZUS. Ale równie często jest to obopólna umowa, bo płace netto w Polsce są dramatycznie niskie, a ceny europejskie. Pamiętajmy też, że to firmy tworzą miejsca pracy, a ich właściciele ryzykują najwięcej. Pogarda, jaką wobec nich żywi „Wyborcza" jest trudna do zrozumienia.