No i ogólna niechęć rządu oraz Platformy do zajmowania się tą tematyką. Rząd i jego eksperci nazbyt często przekonywali, że nie ma po co wracać do sprawy. Grubą niezręcznością (delikatnie rzecz ujmując) był też fakt, że współodpowiedzialni za loty polskich VIP-ów w kwietniu 2010 r. były szef Kancelarii Premiera i były szef BOR pracowali dalej jak gdyby nigdy nic. Po katastrofie szef BOR został nawet awansowany, a dziś cieszy się generalską emeryturą. Były szef KPRM właśnie przymierza się do realizacji życiowego marzenia: objęcia placówki dyplomatycznej w Madrycie.
Trudno się więc dziwić, że zaufanie do oficjalnej wersji wydarzeń nie jest wysokie, a spora część społeczeństwa wierzy w zamach.
PiS z zaniedbań rządu uczyniło główne narzędzie politycznej walki z PO. Ze sprawy katastrofy zaś zrobiło jeden wielki akt oskarżenia pod adresem Donalda Tuska. Na domiar złego wewnętrzny konflikt jest nieustannie podsycany. Strona rosyjska też nie przepuści żadnej okazji, by podrzucić Polakom temat, który rozpali emocje.
Przed trzecią rocznicą smoleńskiej tragedii warto po raz kolejny zaapelować do wszystkich stron politycznego sporu, by nie ulegały prowokacjom i zachowały się godnie. Strona rządowa nie może udawać, że 10 kwietnia to zwykły dzień. PiS z kolei ma, rzecz jasna, prawo urządzać marsze, ale znieważanie premiera czy prezydenta nie będzie miało wiele wspólnego z czczeniem pamięci ofiar.
Obie strony powinny zdać sobie sprawę, że w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej nie chodzi o sukces tej czy innej partii. Chodzi o państwo i jego zdolność do samonaprawy. Zamiast się spierać, kto jest zdrajcą, a kto antysystemowcem, trzeba współdziałać, byśmy potrafili wyciągnąć z tej katastrofy wnioski.