To dopiero początek operacji. W ciągu dwóch lat nieopodal polskiej granicy stanie rosyjski pułk lotniczy. Ruchy te wpłyną negatywnie na bezpieczeństwo w naszym regionie. Tym bardziej że środkowoeuropejskie państwa NATO mają najniższe nasycenie samolotami bojowymi na całym kontynencie.
Kiedy kijowski Majdan absorbuje naszą uwagę, na Białorusi Rosja przesuwa figury geopolitycznej szachownicy. Z zyskiem dla siebie, ze stratą dla nas.
1
Cztery rosyjskie SU-27 nie są wcale owocem ochoczej współpracy Łukaszenki z Moskwą, ale brutalnej presji. Mińsk dramatycznie broni się przed zdominowaniem militarnym przez Rosję, bez skutku. Opór przed rozlokowaniem rosyjskich samolotów trwał od 1995 r., kiedy stało się jasne, że Polska oraz Litwa zostaną przyjęte do NATO i Rosja chciała zrównoważyć rozszerzenie Sojuszu przesunięciem swoich sił na Białoruś. Łukaszenko powiedział – „nie".
Uległ dopiero po 14 latach, gdy w 2009 r. zgodził się na wspólną obronę przestrzeni powietrznej obu państw, a ostatecznie w mijającym tygodniu, kiedy pierwsze samoloty rosyjskie rozgościły się na białoruskiej ziemi.
Nie miał wyboru, bowiem Rosja konsekwentnie odmawiała dostaw nowoczesnego sprzętu wojskowego po preferencyjnych cenach, to ciche embargo dotyczyło szczególnie lotnictwa. Musiał nawet zlikwidować eskadrę wielozadaniowych SU-27, pozostawiając jedynie dwie eskadry typowych myśliwców MIG 29. Nie powiodły się także próby zakupów zbrojeniowych w Chinach, zablokował je Kreml.