Oto nagle ludzie, których przez poprzednie kilkadziesiąt lat w reżimowych mediach nazywano warchołami i burzycielami, a w najlepszym razie elementami antysocjalistycznymi, mogli w tych samych mediach całkiem swobodnie bronić swoich racji. Oto publicznie znów można było prezentować pisane „gdańskim gotykiem" logo związku zawodowego, zakazane przez poprzednie 8 lat. Oto tworzył się wyłom w strukturze totalitarnej narzuconej przez Sowietów władzy i  przez ten wyłom wdzierać się zaczęli przedstawiciele narodu. A ludzie na ulicach znów odważniej mówili, co myślą, choć od tego towarów w sklepach nie przybywało.

Do tej beczki miodu szybko jednak dolewano kolejne łyżki dziegciu. Dla mnie, podówczas działacza wychodzącego z podziemia Niezależnego Zrzeszenia Studentów, zimnym prysznicem była odmowa rejestracji stowarzyszenia. Pamiętam, że w dniach obrad w uniwersyteckiej auli odbywało się spotkanie studentów z działaczem PZPR młodszego pokolenia, robiącym wtedy błyskawiczną karierę niejakim Leszkiem Millerem. Nagle na spotkanie wbiegł nasz kolega, który uczestniczył wtedy w obradach młodzieżowego podstolika okrągłego stołu – zdenerwowany zawołał, że władza odmawia rejestracji NZS. Wezwał nas do opuszczenia sali, co też większość studentów uczyniła. Mało tego – zaraz dowiedzieliśmy się, że akurat w tej sprawie przedstawiciele „Solidarności" nie staną po stronie studentów. Wiosną 1989 odrodziła się „Solidarność", zaś NZS przez kolejne miesiące był nielegalny, a jego manifestacje rozbijało ZOMO.

Kolejne lata przynosiły dalsze rozczarowania. Otóż dowiedzieliśmy się, że posiedzenia w Pałacu Namiestnikowskim przy ogromnym okrągłym meblu były tylko fasadą, a wszystkie najważniejsze decyzje podejmowane były podczas suto zakrapianych przyjęć z udziałem elit władzy i opozycji w willi MSW w Magdalence. Gorzką pigułką była świadomość, że tak podziwiani przez nas bohaterowie, liderzy opozycji, zapewnili komunistycznym kacykom nieformalny immunitet.

Pamiętając o tym wszystkim nie możemy też zapominać, że dzięki okrągłemu stołowi i kontraktowym wyborom naród mógł w uchylone drzwi włożyć stopę i w ciągu paru lat unieważnić tamten układ. Mimo starań komunistycznych i części solidarnościowych elit system demokracji kontrolowanej, nie utrzymał się długo. Choć polskie życie publiczne długo ponosiło konsekwencje tamtych porozumień, to dziś jest on już niewielki. I możliwy do przezwyciężenia za pomocą wyborczej kartki.