Agnieszka Kozłowska-Rajewicz i Lena Kolarska-Bobińska w specjalnie wydanych oświadczeniach zapewniają nas, że gender to nauka jak każda inna, a ks. prof. Alfred Wierzbicki w wywiadach dla „Gazety Wyborczej" wtóruje im dzielnie i przekonuje, że każdy, kto uważa inaczej, ten jełop i ignorant.
Postanowiłem zagłębić się więc w ową dziedzinę nauki i przekonać, do jakich to głębokich refleksji dochodzą jej przedstawiciele. I niestety, nawet zupełnie pobieżne poszukiwania sprawiły, że musiałem uznać, iż opinia o naukowości tej dziedziny akademickiej to bujda na resorach. Zacznijmy od belgijskiej przedstawicielki gender Luce Irigray, która odkryła, dzięki swoim „badaniom", że fizycy ciała stałego to seksiści. „Jeśli fizycy zajmowali się dotąd fizyką ciała stałego w większym stopniu niż mechaniką cieczy, to z pobudek seksistowskich. Mechanika cieczy jest bowiem dziedziną kobiecą, podczas gdy mechanika ciała stałego to sprawa typowo męska. Jak wiadomo, kobiece narządy płciowe wydają czasem płyny, męskie zaś wystają i sztywnieją" – pisała Irigray. Głębia aż bije po oczach i choć można by się spierać o to, czy rzeczywiście męskie narządy nigdy nie wydają z siebie cieczy, to przecież postawa polemiki musi zniknąć wobec skali „przemyśleń".
Z genderowego dzieła Naomi Wolf możemy się dowiedzieć, „czy wagina ma świadomość" i że w istocie jest ona „matrycą bogini", a także „wyzwolicielką". Wolf zwraca także uwagę na rzekomo niezmiernie głęboki związek waginy z „duchowością, poezją, sztuką i mistycyzmem". Inna specjalistka od gender (z habilitacją) Inga Iwasiów przekonuje, że wagina jest też, w odróżnieniu od penisa, świetnym narządem do interpretowania literatury. „Kobieta mogłaby być o wiele lepszym znaczącym porządku symbolicznego niż mężczyzna odczuwający przede wszystkim fallusem czy raczej tym, co fallus funduje. Wagina, zakamarki macicy niezmierzone terytorium niemające nawet dobrej nazwy w polszczyźnie dałoby nam obraz świata przyznajmy ciekawszy od tego, które wypełniają fabryczne kominy" – oznajmia.
I choć trudno zgadnąć, jak z tym bełkotem polemizować, to jedno jest pewne – nawet pobieżne przyjrzenie się rzekomo naukowym badaniom gender nie pozostawia wątpliwości. To jedna wielka ściema, na którą nie tylko wydaje się ciężko zarobione pieniądze, ale też w oparciu o którą buduje się politykę. A to akurat jest już zwyczajnie groźne.
Autor jest filozofem, ?redaktorem portalu Fronda.pl