I choć walczyć uwielbiam, to na jego wyzwanie nie mogę nie odpowiedzieć, choćby dlatego, że chciałbym zobaczyć, jak pokojowo zazwyczaj nastawiony Szymon skrzyżuje publicystyczny rapier z cywilizacją śmierci. I dlatego dziś będzie ewangelizacyjnie, ale też – nie ma co ukrywać – lekko polemicznie wobec Szymona.

Swój felieton oparł on na przeciwstawieniu kodeksu karnego i listu miłosnego, zarzucając mi (nie tylko), że za bardzo skupiam się na grzechu, a za mało na miłosierdziu; za bardzo na zakazach, a za mało ?na Dobrej Nowinie.

Uwag tych nie odrzucam, ale chciałbym przypomnieć, że miłosierdzie boże oznacza wybaczenie realnych grzechów. ?Bóg wydał za nas i za nasze grzechy swojego Syna, a to oznacza, że każdy grzech, nawet najmniejszy, ma nie tylko wielkiego Odkupiciela, ale także wielką wagę. Jeśli sobie tego nie uświadomimy, jeśli nie poznamy wagi naszych przewin, to nie doświadczymy ogromu bożego miłosierdzia. I chodzi mi nie tylko o te „wielkie" grzechy: zabójstwa, aborcje, kradzieże, zdrady małżeńskie, akty homoseksualne itd. itp. – ale też te „drobniejsze", takie jak: brak uśmiechu dla najbliższych, niecierpliwość, wściekłość, przedwczesne osądzanie, niechęć do współpracowników czy zaniedbywanie obowiązków w pracy. Uświadomienie sobie, że takie postępowanie szkodzi nie tylko drugiej osobie, społeczności, ale także mnie samemu, i do tego niszczy relację z Bogiem, jest początkiem doświadczenia miłosierdzia bożego. Miłosierdzia, które jest wybaczeniem, a nie unieważnieniem.

Niestety, część dzisiejszego „pluszowego duszpasterstwa" odrzuca przypominanie o grzechu jako zniechęcające ludzi do Kościoła straszenie. Tyle że takie „pluszowe duszpasterstwo" prowadzi do przekonania, że Chrystus nie jest nam potrzebny. Lekarza potrzebują bowiem chorzy, a nie ci, którzy mają się dobrze. A jeśli nasze kaznodziejstwo opieramy na przekonywaniu, że w istocie grzech nie ma znaczenia, że to nic poważnego, zwyczajne zaniedbanie albo wręcz nasze święte prawo, to nigdy sobie nie uświadomimy, że potrzebujemy lekarza, i nigdy nie zwrócimy się do Tego, który może nie tylko uzdrowić, ale też dać pokój i szczęście. Nie dlatego, że lekceważy grzech, nie dlatego, że go rozumie i akceptuje, ale dlatego, że go wybacza i daje nam szansę rozpoczęcia na nowo. Początkiem nawrócenia jest zawsze przyjęcie do wiadomości własnej grzeszności... I wyruszenie w drogę z Egiptu własnego zniewolenia.

Autor jest filozofem, ?redaktorem portalu Fronda.pl