To prawdziwe narodziny ukraińskiego wojska zdolnego do obrony własnego terytorium i ważny element kształtowania się ukraińskiego patriotyzmu, który siłą rzeczy – i decyzją Kremla – jest antyrosyjski. Bo trudno sobie wyobrazić, by po zakończeniu tej wojny, w której przyczajonym przeciwnikiem jest Rosja, doszło – jak po meczu piłkarskim – do wymiany koszulek (kuloodpornych) i zapomnienia o przelanej krwi.

Oczywiście ta wojna się nie zakończyła, prorosyjscy separatyści wraz z rosyjskimi przebierańcami prowokatorami wycofali się do największych miast wschodniej Ukra?iny – Doniecka i Ługańska, by stoczyć tam bój o wszystko, o to, by Kijów nie panował nad regionem. Jednocześnie będą czekali na jeszcze większe wsparcie Rosji.

Wszystko wskazuje na to, że Kreml przez najbliższe kilka dni będzie jednak wstrzemięźliwy. Do szczytu Unii Europejskiej, który odbędzie się 16 lipca, będzie unikał dawania dowodów na podsycanie wojny na wschodzie Ukrainy. Bo przywódcy unijny, chcąc nie chcąc (ci najważniejsi, jak kanclerz Angela Merkel, bardziej nie chcąc), będą musieli wprowadzić nowe sankcje wobec Rosji. Potem zaczną się europejskie wakacje i skłonność do karania za agresję na państwo, które niedawno podpisało umowę stowarzyszeniową z UE, znowu spadnie.

Ten krótki czas prezydent Petro Poroszenko musi wykorzystać na pokonanie separatystów. Zapowiada się najtrudniejsza operacja wojskowa, walka o każdą ulicę w Doniecku i Ługańsku, walka, w której straty wśród cywilów muszą być minimalne, bo inaczej sympatia zachodniej opinii publicznej odwróci się od Kijowa. I tego szybkiego sukcesu należy Ukraińcom życzyć, pamiętając, że potem czeka ich jeszcze trudniejszy bój – przekonywanie sporej części rosyjskojęzycznych obywateli, że Ukraina jest ich miejscem na ziemi, ich ojczyzną, słabszą i biedniejszą niż Rosja, ale ich.