Czy przez to mniej się liczą dla przyszłych podręczników, są mniej ważni? Zapewne nie, ale przypadek Arama jest szczególny. Ilekroć myślałem o jego roli w polskiej polityce, zawsze pierwszym skojarzeniem była skromność, a drugim – niedocenienie.

Bo takim człowiekiem właśnie był; współtworzył trójmiejską opozycję, był jednym z inicjatorów podziemnej poligrafii, współzałożycielem Ruchu Młodej Polski, wieloletnim wsparciem dla Lecha Wałęsy i jego rodziny, ważnym działaczem Solidarności, a potem politykiem wolnej Polski, w końcu to malowane przez niego na stoczniowej sklejce postulaty sierpniowe zostały wpisane przez UNESCO na listę „Pamięci świata", czyli najważniejszych dokumentów w historii.

Miał się więc czym chwalić; ludzie o niepomiernie mniejszych zasługach wpychają się na karty historii, ale Arkadiusz Rybicki wolał zbywać takie aspiracje delikatnym uśmiechem, żartem i kpiną. Nie ma o tym w filmie, ale jest wszystko inne. Autor Krzysztof Talczewski odnalazł ten promień światła historii, który podążał przez całe życie za krokami Arama, ale zrobił też dużo więcej. Zrekonstruował jego sposób myślenia, mówienia, pokazał jego delikatną naturę, w której było tyle miejsca na wierność, miłość, oddanie dla rodziny, obcych ludzi, w końcu dla męskiej przyjaźni. To nie było łatwe, bo filmy zwykle przynoszą fałszywe figury i przesadzone narracje.

Obraz Talczewskiego jest wolny od patosu i hagiografii. Opowiada prawdę o człowieku, który był dla tak wielu tak ważny, a przez tak niewielu doceniany. Osobiście bardzo bałem się tego filmu. Jako jeden z przyjaciół Arama  obawiałem się, że film pokaże człowieka przygniecionego historią, a zwłaszcza jej ostatnim, smoleńskim akordem. ?Żadna z moich obaw na szczęście się nie sprawdziła. Cieszę się, że Aram wrócił do nas na chwilę, a opowiedziana w tym filmie historia zamiast wielkiej epiki, jest tak bardzo liryczna.